Chyba wolałabym już zginąć w mackach
tego obrzydliwego potwora, niż przeżywać obecny koszmar.
Chłopak, właściwie już mężczyzna,
traktował mnie jak szmacianą lalkę, w ogóle nie zważając na ryki bólu i próśb o
pozostawienie mnie w spokoju. W pewnym momencie miałam wrażenie, że całkowicie
zapomniał o mojej obecności i skupił się po prostu na ucieczce. Jednak teraz
leżeliśmy zmęczeni w kanałach, a ich obrzydliwy smród utrzymywał mnie przy
zachowaniu przytomności. Nie, nie czułam się bezpiecznie. Na pewno nie w
obecności psychopaty bawiącego się w ninję w środku nocy.
Delikatnie uniosłam się na łokciach,
by dokładniej przyjrzeć się mojemu wybawcy. Ostre rysy twarzy zalewała tylko
wiązka światła księżycowego, przez co wyglądał jak istota z innego wymiaru.
Jednak w związku z tym, iż miałam na dzisiaj zdecydowanie dość przybyszów
pozaziemskich, odchrząknęłam, by zwrócić na siebie jego uwagę.
- Kim jesteś? - zapytałam
podejrzliwie.
- Mógłbym zadać ci to samo pytanie -
odparł, wciąż zdyszany, może też lekko wystraszony. Z minuty na minutę wydawał
się tracić siły i jakby blednąć, dlatego mimowolnie zlustrowałam go wzrokiem.
Na ramieniu koszula była podarta, a krew wypływająca z rozległej rany mieszała
się z czymś czarnym, oleistym. Posoka. Prawdopodobnie trująca.
- Tyle, że to nie ja biegam po nocy z
łukiem niczym męska wersja Katniss Everdeen.
- Mnie z kolei nie ganiają jakieś
dziwne stworzenia - chyba nie zamierzał odpuszczać, postanowiłam więc podejść
go z innej strony.
- A co to jest? - wskazałam palcem na
kołnierzyk jego koszuli. Nieustannie starałam się ignorować pulsujący ból w
nodze, wciąż narastający. Nie chciałam nawet patrzeć w tamtym kierunku z obawą,
że po zobaczeniu uszkodzenia zemdleję.
Mężczyzna uśmiechnął się przebiegle.
- Doskonale, teraz przynajmniej mam
pewność, że nie jesteś cywilem. Zwykły człowiek nawet nie zauważyłby tych
blizn.
Uniosłam wyniośle brew, z każdą
chwilą czując się coraz bardziej niepewnie. Nie podobała mi się ta wymiana
zdań, a tym bardziej moja obecna bezbronność.
- A czy ja w ogóle powiedziałam, że
jestem cywilem? Mogę posiadać Wzrok.
- A posiadasz?
- Na to wygląda.
- Od kiedy?
- Od urodzenia.
- Jak dużo wiesz o Świecie Cieni?
- Czuję się jak na jakimś
przesłuchaniu, przestań.
- W takim razie powiedz, jak się
nazywasz - zdecydowanie nie zamierzał odpuszczać. Chwilę się namyślałam, czy
nie podać mu zmyślonego nazwiska, wciąż przecież istniała opcja, że to jakiś
psychopatyczny morderca. Mężczyzna jednak zauważył moje wahanie i uniósł
ostrzegająco palec. - Nie okłamuj mnie. Pragnę przypomnieć, że jesteś teraz
praktycznie niezdolna do jakiegokolwiek ruchu, a ja równie dobrze mogę cię tu
zostawić na pewną śmierć.
Uśmiechnęłam się, czując nadchodzącą
wygraną.
- Nie zrobiłbyś tego, Nefilim. Jaki
miałbyś interes w tym, żeby mnie ratować, a następnie pozwalać umrzeć? Czy
ochrona słabszych nie jest jednym z twoich świętych praw?
Wyraźnie się wycofał, zacisnął nawet
wargi w pełnej skupienia minie.
- W porządku. Alec Lightwood,
mieszkam w nowojorskim Instytucie.
Fantastycznie. Wolałabym się mylić co
do jego pochodzenia.
- Lillianna Seraphina Dally - w
chwili, gdy skończyłam zdanie, zobaczyłam, jak otworzył już usta,
prawdopodobnie żeby zapytać o mój gatunek. Na nic zdały się próby kłamstw o byciu
cywilem, najwyraźniej miał zbyt duże doświadczenie. Zanim jednak zdążył
wypowiedzieć choć słowo, skierowałam wiązki elektryczne na dłoń i wypuściłam
kilka z nich pod powierzchnię skóry, by zrobić z niej eko-latareczkę, i przy
okazji nikogo nie skrzywdzić. Usłyszałam z boku cichy wdech wiadomego osobnika
i zaległa między nami niezręczna cisza. Skierowałam dłoń na pokiereszowaną nogę
i gwałtownie wciągnęłam powietrze, niemal zwracając obiad. Nogawka spodni była
rozerwana, a na rozcięciu materiału pieniła się krew. Nieco niżej zauważyłam
wystającą z rany kość. Niespodziewanie, mimo własnej woli, odłączyłam prąd od
ręki i aż zadrżałam, kiedy brutalnie wdarł się w układ krwionośny.
- Jesteś czarownicą.
Pomimo tego, że nie było to pytanie,
tylko stwierdzenie oczywistego faktu, i tak postanowiłam odpowiedzieć;
- Tak. Ale nie martw się, nie umiem
wiele ponad to, co przed chwilą zaprezentowałam - wściekła na siebie, że
powiedziałam zbyt wiele, odwróciłam wzrok w dalszą stronę tunelu. Chłopak
jednak musiał wyczuć moje zawstydzenie i zakłopotanie, ponieważ położył dłoń na
moim zdrowym kolanie, co jednak wprowadziło mnie w jeszcze większe
rozwścieczenie. W oddali cicho zagrzmiało. Alec tym razem niepoprawnie musiał
zinterpretować moje emocje, bo kojącym głosem powiedział;
- Chodź, zabiorę cię do
zaprzyjaźnionej czarownicy. Ma na imię Catherina i jest uzdrowicielką, szybko
doprowadzi cię do porządku - następnie dodał nieco ciszej. - Spokojnie, później
od razu odstawię cię do domu i będziemy mogli zapomnieć o całej sytuacji.
Nie chciałam iść prosić o pomoc
żadnej innej czarownicy, szczególnie, że przecież sama byłam z tego gatunku i
mogłabym nauczyć się nieco samodzielności. Jednak, jak przed chwilą zauważyłam,
w obecności tego konkretnego Dziecka Anioła nie miałam zbyt wiele do
powiedzenia na temat własnego losu. Ze spuszczoną więc głową przełknęłam więc
nadchodzącą falę wstydu.
Czarnowłosy przez chwilę zastanawiał
się, jak mnie przenieść, a kiedy już zaczęłam się denerwować, postanowił znów
zabawić się w traktowanie mnie niczym zabawkę i przerzucił sobie nieformalnie
przez ramię. Zasyczałam wściekle, a na moje okrzyki, odpowiedział tylko, jakby
rozbawiony;
- Przepraszam. Niestety nie mam jak ci
usztywnić nogi, a to chyba najmniej bolesny sposób. Nie martw się, to
niedaleko, szczególnie, jeśli pójdziemy na skróty.
- Grabisz sobie, Aleku Lightwood.
Niech tylko będę zdrowa, to wytropię cię chociażby po zapachu i powieszę za
jaja na najbliższych schodach.
- Uratowałem ci życie, a ty jeszcze
tam mi marudzisz? - jęknął, wyczułam u niego jednak delikatny, nieśmiały
uśmiech samozadowolenia. Pewnie nieczęsto zdarzały się mu takie akcje.
- Zaraz mi to życie odbierzesz.
< Alec? Nie przesadziłam z
długością? ;D >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz