od Hayley CD Raphael'a

 Od mojej nietaktowej kłótni z Raphael'em minęło kilka dobrych dni. Miałam okazję to wszystko przemyśleć... To nie jest tak, że tylko ludzi charakteryzują pochopne decyzję, decyzję irracjonalne podejmowane pod wpływem obecnego stanu emocjonalnego. Raphael może myśleć, że zrobiłam to wszystko ot tak, że ja naprawdę tak sądzę. To dobrze, że on tak sądzi, taki był cel. W tej prowokacji chodziło mi o to aby odsunąć go od siebie własnym kosztem, dla jego dobra. Wiedziałam, że moja osoba u jego boku będzie mu tylko zagrożeniem, o czym świadczyłaby noc po gali, czy też sytuację mające miejsce przed nią. Tamtej nocy, kiedy udało mi się wybawić go od tego cierpienia, kiedy siedziałam obok niego bacznie mu się przyglądając zrozumiałam, jak strasznie namieszałam mu w życiu. Nie chciałam być powodem jego cierpień. Stwierdziłam więc, że wolę aby mnie nienawidził, ale był bezpieczny, niż żebyśmy trwali w innej relacji ze świadomością z tyłu głowy, że może mu się coś stać. Nigdy bym nie powiedziała, że między mną, a Raphael'em Santiago będzie coś więcej niż obojętność. Nigdy bym nie pomyślała, że ktoś będzie mnie tak obchodził.
 Nie wiem też, czy mam się cieszyć, czy płakać, bo z naszej kłótni wynika, że wcale nie jest, kimś komu w głowie własne przyjemności, że jest skłonny do uczuć, że coś do mnie czuję. Z jednej strony  faktycznie cieszy mnie ten fakt, bo to oznacza, że moje uczucie mają jakiś sens, ale z drugiej zaś tak sądził przed kłótnią, teraz już może przecież być inaczej, zresztą to wcale nie ma znaczenia. Odepchnęłam go od siebie. Nie mogę dopuszczać do siebie nikogo, bo gdybym uzależniła się od jego obecności, ktoś mógłby wręcz mnie zabić odsuwając go ode mnie. Musiałam, więc odsunąć go od siebie, jak najszybciej z nadzieją, że nie jestem aż tak od niego zależna.
 Dostałam wiadomość od Thomasa, że coś się dzieję w hotelu. Thomas nie był moim szpiegiem, czy po prostu informatorem z własnego wyboru, przed kłótnią poprosiłam go aby od razu powiadamiał mnie, gdy dzieje się coś niepokojącego. Jeszcze przed pogorszeniem się kontaktów moich i Raphael'a wiedziałam, że choćby się waliło i paliło, to on mi nic nie powie, bo uważa, że sam ze wszystkim sobie świetnie poradzi.
-Wilkołak zaatakował naszego wampira.- powiedział bezkompromisowo Thomas. Bezkompromisowo, bo go zahipnotyzowałam, więc nie miał innego wyboru niż robienie tego, co mu każe.
-Gdzie ten wampir?- zapytałam, a on poprowadził mnie do jednego z pomieszczeń, w którym była grupka mających się dobrze wampirów, oprócz tej jednej sztuki.
-Nie wygląda najlepiej...- odparłam nie tracąc jej z oczu.
-I tak też nie jest.- westchnął ciężko Thomas
Byłam tak zajęta, że nawet nie zauważyłam, kiedy Raphael stanął w drzwiach. Nie widziałam go, bo stałam do nich tyłem, ale widząc reakcje pozostałych, wiedziałam, że to on.
-Hayley, chodź do mnie do gabinetu. Musimy porozmawiać.- warknął, ale tak, że ktoś kto nie wiedział o naszej kłótni nie domyślił by się, że miała ona miejsce, bo potraktował mnie swoim zimnym i oficjalnym tonem, tylko, że mi się nie chciało z nim rozmawiać. Stałam niewzruszona, nawet się do niego nie odwróciłam. Słyszałam, jak jego oddech przyśpiesza, pewnie teraz zaciska pięści... Na pewno zapłonął złością, ale wcale mnie to wtedy nie martwiło. Niezwykle łatwo jest doprowadzić do tego aby ktoś cię znienawidził, gorzej aby pokochał.
-Nie mam zamiaru się powtarzać, przecedził wściekle przez zęby, po czym chwycił mnie za nadgarstek i poprowadził za sobą, jak niesforne dziecko.
 Kiedy byliśmy już w jego gabinecie, pewnym ruchem trzasnął drzwiami, po czym oparł się o biurko nie przestając na mnie patrzeć. Przyznaję, jego wściekłość nieco mnie niepokoiła, ale pomimo tego zachowywałam zimną krew.
-Co to do cholery było? Po co tu przyszłaś?- jego ton był nie wiele odległy od krzyku
-Dowiedziałam się, że są kłopoty...- nie pozwolił mi skończyć
-Myślisz, że to oznacza, że bez twojej obecności się ich nie rozwiążę?- zmrużył oczy- A no tak, przecież ty uważasz, że jedyne na czym się znam to rozmiar biustu!- jego oczy płonęły ze złości.
Szczerze? Nie podobało mi się to, nie chciałam doprowadzać go do takiego stanu, ale tylko w ten sposób mogłam doprowadzić do tego aby mnie nienawidził i nie chciał w swoim życiu. Wcale nie czułam się z tym dobrze, że nie może być inaczej.
-Nikt nie prosił cię o pomoc!- jego klatka piersiowa unosiła się i opadała nadzwyczaj szybko
-Może jednak warto będzie poprosić, jeżeli chcesz żeby jeden z twoi ludzi dożył jutra. Jedynie moja krew będzie w stanie odtruć jej organizm, twoja jest tylko przydatna mnie, jeśli podzielę los dzisiejszej ofiary.- zaciskałam ręce skrzyżowane na piersiach.- Wiem, jednak że nie stać cię na takie słowa, więc dziś zadziałam bez magicznych słów. Mogę już iść? Czy masz mi coś jeszcze do powiedzenia?
 Raphael powoli zbliżał się do mnie, z zaciekawieniem przyglądałam się mu, co za chwilę uczyni, czy powie. Wyglądał już inaczej, płomień w jego oczach, powoli wygasał, wydawał się już nad sobą panować, był już spokojny, jakby coś zrozumiał.
-Hay, w co ty grasz?- stanął obok mnie patrząc mi się w oczy i lekko unosząc kąciki ust, tak, że praktycznie nie można było stwierdzić, czy faktycznie się on uśmiecha. Lekko przekręciłam głowę, by móc lepiej na niego patrzeć, może też, że wyczytam coś z jego oczu, w których tak często znajdywałam odpowiedzi, na różne pytania.
 Miałam wrażenie, że Raphael powoli się domyśla, że zaczyna dostrzegać, że ta cała kłótnia i to, co robię teraz to jedna wielka ściema, ale to tylko moje domysły. Postanowiłam dalej udawać.
-Więc widzę, że jestem wolna, w takim razie idę uratować sytuację, czyli uratuję wampirzycę, a następnie rozprawie się z wilkołakiem.- uśmiechnęłam się sztucznie po czym opuściłam pomieszczenie.
 Kiedy już podałam krew wampirzycy, która została ugryziona przez wilkołaka, skierowałam się do sprawcy całego tego zamieszania.
-Koniec tej zabawy.- odparłam- Pieseczku chodź do nogi, bo nie mam dziś humoru bawić się z tobą w aportowanie.- skrzyżowałam ręce i czekałam w spokoju na jej reakcje.- Wiem, że to nie są święta Bożego Narodzenia, ale zróbmy wyjątek i przemów dziś do mnie ludzkim głosem, a może znajdę inne zastosowanie tej siekiery, niż posłużenie się ją aby podzielić cię na dwa kawałki.- uśmiechnęłam się złośliwie, do kobiety, która stała do mnie plecami. Czekałam aż w końcu przypomni sobie, jak to jest mówić, a w gratisie pokaże mi swoje oblicze.
-Zapomniałaś języka w gębie, czy co?- stawałam się coraz bardziej niecierpliwa, zbierała się we mnie złość, którą miałam zamiar na niej rozładować. Złość zebraną z kilku dobrych dni.
 W końcu wydała z siebie dźwięk. Pomieszczenie w którym się znajdowaliśmy wypełniał śmiech, który wcale nie należał do tych śmieszków dzieci z reklam. Ten śmiech był przesączony negatywnymi emocjami i wzbudzał we mnie zaniepokojenie. Miałam wrażenie, że skądś kojarzę ten psychopatyczny chichot.
-Nie wiedziałam, że będziemy mogły spotkać się w tak cudownych dla mnie warunkach.- syczała niczym mityczna Charybda na swoje ofiary.
 Kiedy dowiedziałam się, że jest to wilkołaczyca, która mnie zna, wiedziałam, że nie wróży to niczego dobrego. Żaden wilkołak nie miał ze mną dobrych kontaktów, były tylko złe.
-W porządku. Właśnie straciłam nadzieję, że uda mi się z ciebie coś wyciągnąć, ale zauważyłam, że niczego oprócz pcheł nie zdobędę.
 Zacisnęłam ręce na uchwycie siekiery i już kiedy miałam zabierać się za najlepsze, kobieta odwróciła się w moją stronę. Ujrzałam jej twarz w całej okazałości i zaczynałam żałować, że miałam taką okazję. W jednej sekundzie wróciły do mnie wszystkie wspomnienia, co doprowadziło do tępego bólu głowy. Siekiera wyślizgnęła mi się z dłoni i runęła na ziemie, kiedy momentalnie wróciłam do siebie, z ze zdenerwowaniem stwierdziłam:
-Powinnaś nie żyć.- jeszcze raz rzuciłam spojrzeniem w jej stronę
-Tak wiem- zachichotała- powinnam być martwa, ale nie jestem. To od ciebie zaczerpnęłam chęć sprawiania niespodzianek moim wrogom.- spojrzała na mnie wzgardliwie
 Nagle kobieta przemieniła się w wilka, ogromnego zwierzaka sapiącego nad moją głową. Już byłam gotowa zaatakować, rozpocząć zabawę z psiakiem, aby finalnie powalić bestię, ale ciało odmówiło mi posłuszeństwa, co zostało wykorzystane przez moją przeciwniczkę.
 Powaliła mnie swoim ciałem na twardą posadzkę, wbijając we mnie swoje szpony. Próbowałam zrzucić ją z siebie w każdy możliwy sposób, kiedy połamałam jej łapę, zaryczała głośno, po czym wbiła się w moją szyję. Krzyknęłam głośno, czując jak rozszarpuję moje żyły, czując, jak jej jad wrze w moim ciele. W końcu udało mi się ją z siebie rzucić.
Pchnęłam ją na ścianę, po czym chwyciłam siekierę i zaczęłam kolejno pozbawiać ją kończyn. Kiedy dzieliła się na więcej niż dwa kawałki wpadłam w taką furię, że nie potrafiłam przestać. Jeszcze wiele razy szatkowałam jej ciało, kiedy już była martwa. Byłam cała w jej krwi, ale to w tamtej chwili mi nie przeszkadzało, nie obchodziło mnie to, że właśnie bez opamiętania macham siekierą, maltretując ciało martwego już od dobrych kilku minut wroga aby wyrzucić z siebie złość i nienawiść do samej siebie. Miałam dość gierek, ale miałam też świadomość, że nie mogę z nimi skończyć.
 Nie usłyszałam nawet, jak ogromne drzwi za moimi plecami otwierają się. Po chwili usłyszałam świetnie znany mi głos.
-Hay! Hay! Uspokój się!- Raphael wyrwał mi siekierę i rzucił gdzieś w kąt.- Ona już nie żyję, słyszysz? Jest martwa.- Jego głos złagodniał, co było dziwne, bo Raphael był wściekły, wiedziałam to, że jego nienawiść tego dnia sięgała zenitu, a mimo to postanowił na chwilę o tym zapomnieć. Widział chyba w jak fatalnym jestem stanie. Stanął przede mną, chwycił za ramiona i obrócił tak, że poszatkowane ciało był po mojej lewej stronie. Nie potrafiłam oderwać od tego wzroku. Całą się trzęsłam. Moje serce miałam wrażenie, że za chwile  eksploduję. Raphael chwycił delikatnie mój podbródek i skierował w swoją stronę, tak abym musiała patrzeć na niego. Mój oddech powoli zaczął się wyrównywać, serce wracać do prawidłowego rytmu, zaciśnięte pięści się rozluźniły. Wracałam do siebie.
-Chodźmy stąd- odparł i wyprowadził mnie z pomieszczenia.
Znalezione obrazy dla zapytania raphael santiago angry gif-Idź umyć się z krwi.- stwierdził prawie niewidocznie się uśmiechając, na jego twarzy w tamtym momencie zwyciężał niepokój. Na obecną chwilę widziałam, jak Raphael zapomniał o naszych chłodnych stosunkach względem siebie i najzwyczajniej w świecie się o mnie troszczył, czego szczerze nie potrafiłam pojąć. Byłam pewna, że po tym wszystkim sam potraktował by mnie siekierą. Z każdą chwilą coraz bardziej mnie zadziwiał.
 Wiedziałam, że nie mogę zostać ani chwili dłużej w hotelu. Modliłam się aby nie zauważył ugryzienia na mojej szyi, które nie było takie widoczne, kiedy byłam utytłana we krwi, a do rany przykleiły się kosmyki moich włosów.
-Nie.- przełknęłam nerwowo ślinę- Dziękuję, ale pora już na mnie.- uciekałam od niego wzrokiem, nie mogłam spojrzeć mu w oczy, nie potrafiłam.
-Ale Hay...- przerwałam mu, a on przymknął rozchylone usta
-Nie, niepotrzebnie tu przyszłam... pewnie chciałeś się od niej czegoś dowiedzieć, a ja ją zabiłam. Jedyne, na co się dziś przydałam to danie trochę mojej krwi. Dobra, nie przeszkadzam, uciekam.- ominęłam go modląc się o brak jakiej kol wiek niespodzianki.
 Oczywiście nie było szans, że opuszczę hotel z taką dawką tojadu w moim organizmie, ale nie będę cały czas wisieć na Raphael'u. Wprosiłam się do jednego z pokoi, jakiegoś wampira, którego zahipnotyzowałam. Zdecydowałam, że kiedy odzyskam, chociaż trochę siły zadzwonię do moich braci by ci pomogli mi opuścić hotel i być jak najdalej od tego wszystkiego, nie licząc już nawet na zdobycie lekarstwa.
 Rzuciłam się na łóżko, bo w tamtej chwili tylko tyle byłam w stanie zrobić, no i jeszcze nie traciłam nadziei na to, że w jakiś cudowny sposób trucizna zniknie z mojego organizmu, a Raphael nie stanie w drzwiach.
-"I wszyscy żyli długo i szczęśliwie..."- pomyślałam, zaciskając palce na pościeli z powodu rosnącego bólu. Musiałam niezwykle ze sobą walczyć by nie wydać z siebie jęku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz