Od Sebastiana CD Soray

Przemierzając las myślałem nad dalszymi krokami w planie mojego ojca. Dotarłem nad strumień, gdzie usiadłem pod drzewem, w cieniu, przyglądając się szumięcej wodzie.  Widziałem w niej swoje odbicie. Białe włosy, lśniąca skóra, i czarne jak bez spodki oczu. Żuciłem kamieniem w swoje odbicie, po czym wstałem. Jak ja nienawidzę słońca i ciepła. Dwie najgorsze wartości jakie mogą istnieć, a których nie mogę zmienić.
Rozłożyłem skrzydła i zacząłem biec w stronę lasu. Trochę zabawy nie zaszkodzi.  Wbiłem się w powietrze, i szybując kilkanaście centymetrów nad gruntem, prawie zapomniałem o swoim planie i kolejnym kroku, gdy poczułem przeciłżenie na lewym skrzydle, a już po chwili ostro runąłem na ziemię. Poturbowany zatrzymałem się kilka metrów dalej. Odrazu wbiłem wzrok w skrzydło i miejsce z którego prawdopodobnie otrzymałem strzał.
Stała tam dziewczyna, ta sama która prędzej uprzykrzała mi życie. Byłem wściekły. Wstałem mimo lekkiego bólu, i wydałem sztylet, ciskając go o ziemię. Zagryzłem zęby i już z daleka, idąc w stronę dziewczyny, wykrzyczałem kilka zdań, ostrym, wściekłym tonem. Nagle, jak spod ziemii przedemną wyrosła inna, prawie rudowłosa dziewczyna. Nawet nie zdażyżrm zareagować gdy ten sam sztylet, wbił mi się w miejsce, powyżej serca.  Adrenalina zadziałała, i chwyciłem dziewczynę za nadgarstki, mając na celu je zmiażdżyć. Lecz zacząłem opadać z sił. Jeszcze przed straceniem świadomości, zrozumiałem, że pomyliłem się co do osób, które mnoe zaatakowały. Potem już tylko jak we mgle,  widziałem czarną krew spływającą po ramieniu i wilgotność bluzki.

Soray? ;p Reni atakuje!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz