od Hayley do Raphael'a

-Śmieszne?-uniosłam brew- Nie wyglądałeś na rozbawionego, kiedy dawałeś sączyć krew swojej dziewczynie.- uśmiechnęłam się złośliwie, nadal mając ręce skrzyżowane na klatce piersiowej. Nie podobało mi się zachowanie Raphael'a. Traktował nas, jak niesforne bachory. Jego dziewczyna może i taka była, ale nie ja.
-Proszę nie traktuj tak Renesme-odparł stanowczo Raph, a ja przygryzłam lekko wargi, przy okazji poczułam zaschniętą na nich krew, nie wierzyłam w to, co mówi-Ona naprawdę wiele przeszła...- przerwałam mu, miałam dość słuchania tej bez sensowej paplaniny.
-Kto z nas wiele nie przeszedł?! Będziesz trzymać ją za szkłem? Będziesz prowadził ją za rączkę przez całą wieczność? Chronił przed deszczem, zamkniesz pod kluczem?- przewróciłam oczami- Nie przeszła więcej niż my, Raphael'u. Nie rób z niej porcelanowej laleczki- odwróciłam głowę w bok- One są chociaż ładne, nie wiem, co ci się w niej spodobało.-szepnęłam patrząc się przed siebie.
-Hayley przestań- przepuścił przez zaciśnięte zęby
-Dam ci radę- odwróciłam się w jego stronę, po czym zrobiłam krok w tym kierunku, uniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy- Lepiej żeby twojej ukochanej nie wpadło nic głupiego do jej główki, bo jeżeli tak się stanie, nadzieje tą jej główkę na pal niczym, jakieś świńskie mięso na szaszłyk- uśmiechnęłam się- Istoty w średniowieczu okazywały mi więcej szacunku, ale wiem dlaczego, oni wiedzieli do czego jestem zdolna, do jakich okrucieństw mogę się posunąć, może najwyższy czas znów przypomnieć światu, że potrafię zgotować niezłe piekło na Ziemi?- wzruszyłam lekko ramionami
-Hayley uspokój się. Oboje wiemy, że nie chcesz tego.- powiedział z zadziwiającym spokojem po moich słowach, które nie były bajeczką, jego ręce powoli spoczęły na moich barkach. Westchnęłam głęboko, po czym uniosłam wzrok na Raphael'a.
-To miłe, że tak o mnie myślisz- kąciki moich ust lekko się uniosły- Jednak to Raphael'u Santiago jest jednoznaczne z tym, że jeszcze mnie nie znasz, ale raczej nie masz ochoty aby mnie poznać- mrugnęłam do niego. On spojrzał na mnie z niepokojem, ale w oczach miał błysk, który, jak mniemam był symbolem pewności, że on jednak mnie zna.
-A teraz Raphael'u przynieś moją kurtkę z salonu, w innym wypadku zaczniemy z twoją Renatką skakać sobie do gardeł.- odparłam niewzruszona
-Wybierasz się gdzieś?- skrzyżował ręce
-Do domu, tam chociaż zasnę z pewnością, że nikt nie rzuci się na mnie z nożem, oskarżając mnie o bycie prostytutką.- lekko się skrzywiłam
-Nie możesz chociaż narzekać na brak wrażeń.- zaśmiał się
-Muszę w końcu zdjąć na dobre klątwę. Czar ją zawieszający zaraz straci na ważności, a wtedy uruchomi klątwę z podwójną siłą, co sprawi, że nie będę mogła ubierać lalek z Renatką, więc muszę w końcu wyjechać do Nowego Orleanu.- odparłam
-A ile jeszcze trwa czar zawieszający klątwę?- zapytał, a jego głos lekko się załamał. Raphael zmrużył brwi w zamyśleniu.
-Dokładnie? Termin ważności mija za dwa dni, to sporo czasu- skłamałam, nawet nie mam dnia, może kilka godzin- Nie mam, jednak ochoty posiadać halucynacji w waszym towarzystwie. Jak przez przypadek zabiję "laleczkę" to jeszcze pół biedy, ale ciebie...- uświadomiłam sobie to, co właśnie powiedziałam i postanowiłam odejść od tematu- W dodatku muszę pozbyć się sporych wielkości drzazg z mojego ciała, więc proszę podaj mi kurtkę.- poczułam się na chwilę, jak na pokładzie statku, jakbyśmy bujali się na oceanie, zachwiałam się na nogach. Muszę jak najszybciej wrócić do domu, nie będę znowu przeżywać klątwy w obecności Raphael'a, znowu mam być piątym kołem u wozu? Nie będę taplać się w czyjeś pomocy. O nie, nie, dziękuję. Jeszcze towarzystwo tej panienki? Chyba
wolałabym umrzeć.

(Raph?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz