Od Williama CD Nathaniela

Stałem na przy wyjściu z Instytutu czekając na Nathaniela. Byłem ubrany luźne spodnie do kolan i
bluzę z kapturem z napisem "AMSTERDAM", a na nogach miałem parę czarnych trampek.
Westchnąłem. Splotłem palce i rozprostowałem palce. Strzyknęły. W tym samym momencie zauważyłem czyjąś sylwetkę zbliżającą się do mnie. Przyjrzałem się dokładniej. Nathaniel. Uśmiechnąłem się pod nosem. Po chwili chłopak stał już obok mnie. Otworzyłem drzwi Instytutu i gestem ręki kazałem mu wyjść. Westchnął, ale wyszedł z budynku. Ruszyłem zaraz za nim przy okazji zamykając drzwi. Stanęliśmy przed wejściem do Instytutu. Chłopak spojrzał się na mnie pytająco.
- No to na rozgrzewkę przebiegniemy może tak z... pięć kilometrów - powiedziałem i zaśmiałem się kiedy usłyszałem jęk ze strony chłopaka. - No dalej. Biegniemy, a ty mi tu już nie jęcz. To tylko rozgrzewka. A no i bym zapomniał! Nie zmęcz się za bardzo, bo przed nami jeszcze długi trening.
Uśmiechnąłem się pod nosem widząc skwaszoną minę chłopaka. Ruszyliśmy przed siebie. Biegliśmy jak dla mnie dość powoli, ale widząc w jakim stanie jest kondycja Nathaniela wolałem nie przyspieszać, bo jeszcze mi tu chłopak padnie. Co chwilę zerkałem na chłopaka sprawdzając czy na pewno dalej biegnie. Cały czas panowała pomiędzy nami cisza. Byliśmy mniej więcej w połowie drogi kiedy usłyszałem chłopaka.
- Stój! Daj... Daj mi chwilę - wymamrotał zdyszany.
Zaśmiałem się, ale przystanąłem.
- Tobie to serio przyda się ta poprawa kondycji. Przebiegliśmy zaledwie na oko z trzy kilometry. Nawet rozgrzewki nie skończyliśmy - powiedziałem i uśmiechnąłem się pod nosem.
- Mówiłem już. Mam dzisiaj zły dzień.
- Wmawiaj se. Wmawiaj. A teraz koniec przerwy. Ruszamy dalej już bez postojów.
Chłopak jedynie pokiwał głową, ale nie był zbytnio zadowolony z faktu, że znowu kazałem mu biegać. Zaśmiałem się cicho. Ruszyliśmy dalej. Ponownie dostosowałem się do tempa biegu chłopaka. Po jakimś czasie w końcu przebiegliśmy jeszcze te dwa kilometry. Przystanęliśmy przy jakimś opuszczonym budynku.
- Dobra. Abyś mi tutaj nie padł z przemęczenia robimy przerwę. Masz pół godziny wolnego, a potem kontynuujemy trening. Pozostało nam jeszcze pięć kilometrów, a potem dziesięć... no może osiem jeżeli pobiegniemy skrótami, aby wrócić do Instytutu - powiedziałem patrząc się na chłopaka.
Ten jedynie pokiwał twierdząco głową i opadł ciężko na trawę. Rozejrzałem się wokół. Zauważyłem nieduży sklepik całkiem niedaleko. Podszedłem do niego szybszym krokiem i wszedłem do środka. Szybko zakupiłem dwie butelki wody. Wychodząc ze sklepu otworzyłem jedną z nich i wypiłem łyka napoju. Podszedłem do Nathaniela i rzuciłem w jego stronę butelką. W ostatniej chwili zorientował się co się dzieje i złapał ją. Ma szczęście bo inaczej najprawdopodobniej dostałby nią prosto w czoło. Zaśmiałem się widząc jego zdezorientowaną minę.
- Pij - powiedziałem jedynie.
Chłopak szybko odkręcił butelkę i zaczął łapczywie pić wodę. Ponownie się zaśmiałem i spojrzałem na zegarek. Za dziesięć minut biegniemy dalej. Wypiłem resztę wody nie chcąc nieść dodatkowego balastu. Pustą butelkę wyrzuciłem na najbliższego kosza na śmieci. Po chwili i Nathaniel to zrobił. Powoli wstał i otrzepał się z ziemi.
- No to co? Koniec przerwy. Biegniemy - powiedziałem i uśmiechnąłem się pod nosem.
Chłopak westchnął, ale ruszył za mną. Tak jak poprzednio biegliśmy w ciszy. Tym razem Nathaniel wytrzymywał dłużej. Pokonaliśmy już około czterech kilometrów, a on nadal nie prosił o przerwę. Uśmiechnąłem się do siebie. Może jeszcze coś będzie z tego chłopaka. Skręciliśmy w boczną uliczkę. Byliśmy na obrzeżach miasta. Akurat w tej uliczce było dość dużo opuszczonych domów. Spojrzałem na jeden z nich. Wyróżniał się od innych. Nie był taki szarawy. Trawa była równo skoszona. Najprawdopodobniej w okach wisiały nowe firanki. Czyżby ktoś tu mieszkał? Możliwe. Spojrzałem w jedno z okien. Zauważyłem tam dwie sylwetki. Jakiejś kobiety i mężczyzny. Przyjrzałem się dokładniej. Oni chyba... walczyli? Kobiety nie rozpoznawałem. Jednak przyjrzałem się temu mężczyźnie. Wydawał się dziwnie znajomy. Nagle stanąłem jak wryty. Sparaliżowało mnie. To był on. To był jeden z członków kręgu. On był jedną z osób, które zabiły moich rodziców. To właśnie on był tym, który już miał mnie zabić. Nagle przed moimi oczami zaczął pojawiać się obraz.

"Siedziałem na górze w swoim pokoju. Miałem z niego nie wychodzić dopóki rodzice mi nie pozwolą. Znowu zrobiłem coś nie tak, a to miała być moja kara. Siedzenie w samotności. Westchnąłem i wziąłem z półki jedną z niewielu książek jakie posiadam. No nie licząc tych związanych z prawem i historią. Tych posiadałem od groma. Rodzice cały czas przynosili mi ich coraz więcej. Nagle usłyszałem dźwięk rozwalanego drewna. Co się dzieje? Chciałem iść sprawdzić jednak wolałem nie narażać się rodzicom. Po chwili usłyszałem czyjeś krzyki i odgłosy walki. Tym razem ciekawość zwyciężyła. Powoli podszedłem do drzwi i uchyliłem je. Wychyliłem głowę za drzwi. Odgłosy się nasiliły. Wyraźnie dochodziły z dołu. Niepewnie wyszedłem z pokoju i skierowałem się w kierunku, z którego słychać było krzyki. Kiedy byłem już na dole wmurowało mnie. Byli tam moi rodzice, ale nie sami... Walczyli z jakimiś nieznanymi mi czterema Nocnymi Łowcami. Co się dzieje? Po chwili pod wpływem impulsu podbiegłem do rodziców. Zasłoniłem mamę własnym ciałem.
- Zostawcie moich rodziców! - krzyknąłem.
Napastnicy jedynie się zaśmiali. Co było takiego śmiesznego w tym, że chciałem aby zostawili moją mamę i tatę? Nagle jeden z mocarnych mężczyzn podszedł i chwycił mnie w pasie odciągając od rodziców. Zacząłem się szarpać jednak byłem za słaby. Mężczyzna trzymał mnie mocno stojąc z boku. Chcąc czy nie chcąc byłem zmuszony aby widzieć wszystko co się działo. Mama walczyła z jednym Nocnym Łowcom, a tata natomiast z dwoma. Nagle jeden z nich zaszedł od tyłu moich rodziców. Jednym sprawnym ruchem wbił ostrze w mojego tatę. Krzyknąłem z przerażenia.
- Nie! - krzyknąłem najgłośniej jak potrafiłem.
W moich oczach momentalnie pojawiły się łzy, które zaraz zaczęły spływać po policzkach. Z moich ust wydostał się szloch. Miałem zamazany obraz jednak widziałem mamę walczącą z trzema Nocnymi Łowcami na raz. Wynik był przesądzony. Po chwili mama podzieliła los taty. Czułem jakby ktoś wbijał mi nóż od środka. Nie chciałem tego widzieć. W ogóle nie chciałem aby to się wydarzyło. Z moich ust wydostał się krzyk rozpaczy. Z oczu zaczęło płynąć jeszcze więcej łez. Zacząłem się szarpać chcąc do mamy. Nagle jeden z Nocnych Łowców podszedł do mnie.
- Teraz czas na ciebie smarkaczu. I po coś się wychylał z pokoju? Teraz podzielisz los swoich kochanych rodziców - usłyszałem jego paskudny głos. Uśmiechnął się do mnie przerażająco i skierował ostrze w moją stronę..."

Zakryłem usta ręką. W moich oczach momentalnie pojawiły się łzy. Jednak nie pozwoliłem się im wydostać. Oni... Oni wrócili... Nie mogłem w to uwierzyć. Minęło tyle lat, ale ja pamiętam ich nadal. Pamiętam tamte wydarzenia jakby wydarzyły się zaledwie wczoraj. Odwróciłem się w przeciwną stronę.
- Nathaniel. Koniec treningu. Wracamy - powiedziałem jedynie.
Rzuciłem się biegiem przed siebie. Nie zwracałem najmniejszej uwagi na to czy chłopak jest gdzieś za mną czy nie. Chciałem.... Nie. Ja musiałem dostać się jak najszybciej do Instytutu. Do swojego pokoju. Bałem się. Miałem nadzieję, że tamten człowiek mnie nie zauważył. Biegłem coraz szybciej i szybciej. Wykorzystywałem maksymalnie swoje możliwość. Po jakimś czasie w końcu dotarłem do Instytutu. Wszedłem do niego i szybkim krokiem przemierzyłem korytarze nie zwracając najmniejszej uwagi na nikogo po drodze. Po chwili znalazłem się przed drzwiami mojego pokoju. Szybko wszedłem do niego. Zamknąłem drzwi i zsunąłem się po nich. Przycisnąłem kolana do klatki piersiowej i oplotłem je rękami. Schowałem w nich głowę. W końcu pozwoliłem wydostać się łzom. Zacząłem płakać. Przez wspomnienia tamtej chwili... Przez wspomnienia rodziców... Przez to, że boję się co będzie dalej skoro oni wrócili... Nie wiedziałem co teraz mam począć... Byłem całkowicie zagubiony...

Nathaniel? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz