Od Lokkiego Cd. William

-Mnie też miło Cię wdzieć - nie czekając na reakcję, odwróciłem się i robiąc kilka kroków opuściłem mury intytutu. Nie czekałem na niego, nie miałem ochoty na rozmowę, zresztą mój towarzysz też na pewno jej nie miał. Wsunąłem dłonie w kieszenie od dresowych spodni, czując jak ogarnia mnie chłód, nasilający się z każdą chwilą.
-Nie wiem czy jesteś w stanie na tyle mi zaufać, że razem ze mną przejdziesz przez ten mur - zirytowany spojrzałem na niego i z łatwością ominąłem przeszkodę nie zawracając sobie głowy mimo wszystko, nadal idącym obok mnie chłopakiem. Uniosłem w górę kąciki ust mrużąc powieki. Resztę trasy pokonaliśmy w zupełnym milczeniu, na miejscu jednak czekał nas dość przykry widok. Miałem wrażenie, że coś jest nie tak. No chyba, że to zwykła irytacja wywołana obecnością Willa.
-Tam ktoś leży... - mruknął Will bardziej do siebie niż do mnie, faktycznie, pod jednym z drzew leżała kobieta. Z jej boku płynęła krew, mój towarzysz od razu ruszył w jej stronę, gdy ja zwróciłem uwagę na jej nogi.
-Will stój! - krzyknąłem i wymierzyłem w nią sztylet nim doszło między nimi do kontaktu, to zmiennokształtny... - Odsuń się od niej teraz. - syknąłem wypatrując oznak transformacji. Nie musiałem długo czekać, jej ubranie rozdarło się wraz z towarzyszącemu temu nieprzyjemnemu dźwiękowi a cała postać przeobraziła się w obrzydliwego potwora. Całe szczęście, martwego.
-Każdy popełnia błędny - mruknąłem oschle z cynicznym uśmiechem, który jednak szybko zszedł z mojej twarzy, nie byliśmy sami. Krzak, a raczej to co było za nim poruszył się niespokojnie.
-Załatwię to - odezwał się cicho Will, idąc w tamtą stronę. Wzruszyłem ramionami i zacząłem badać teren. Czysto.
-Wracamy? - rzuciłem do chłopaka, widząc jak ten zmierza w moją stronę.
-Rób co chcesz - posłał mi złośliwy uśmiech i ruszył w swoją stronę.
***
Nie chciałem jeszcze wracać, leniwie przemierzałem ulice miasta obserwując życie nocą. Wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów, jednego wsadziłem sobie do ust i zapaliłem, mocno zaciągając.
-Lokki Nicholas Lavell - mrukną głos za mną. Zbyt dobrze znany mi głos. Coś zakuło mnie w serce a kilka wspomnień wróciło. Michaell, obróciłem się na pięcie nie umiejąc powstrzymać delikatnego uśmiechu. Przez krótki moment chciałem znowu zobaczyć jego twarz.
Jakiekolwiek uczucia ulotniły się natychmiast gdy przy jego boku zobaczyłem wysokiego, również znanego mi blondyna.
-Ile to czasu minęło? Dwa lata? Miło Cię widzieć. - uśmiechnąłem się złośliwie. Zwróciłem uwagę na postać za nami. Will? Nie wrócił do instytutu?
-Bez wzajemności - odparł a chłopak obok wymierzył mi cios w szczękę.
-Co jest? - warknąłem łapiąc równowagę. Chłopak rzucił się na mnie z pięściami. Chyba średnio myślał nad tym co robi. Po kilku trafieniach wsunąłem jedną nogę między jego i mocno szarpnąłem powalając go na ziemię.
-Twoja nowa zabawka się nie spisała - wysyczałem wycierając krew z nosa.
-Kundel zawsze pozostanie kundelm - stwierdził z niesmakiem towarzysz. Minąłem go bez słowa i szybko ruszyłem drogą prowadzącą do instytutu. Po drodze minąłem Williama.
-Nawet z ludz... - zaczął jedną ze złośliwych uwag.
-Odpuść. Wracasz czy zostajesz? - spytałem marszcząc brwi. Nie chciało mi się wracać samemu.

>William?<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz