Od Ylvyne CD Rosaline

  - Witaj w Instytucie Rosaline Reed. Tyle lat, minęło od kąt ktoś z twojej rodziny, tu zagościł. A jednak, masz w sobie krew Nocnego Łowcy i mojego najlepszego przyjaciela. Cola Reed'a. Twoja matka była piękną kobietą. Jaka szkoda że zmarła.
  Weszłam za Rosaline i Jace'em i oparłam się o ścianę na końcu sali krzyżując ramiona na piersiach. Hodge zwołał wszystkich, którzy obecnie mieli wolny czas - nie wykonywali żadnych misji. Osobliwe, a zwłaszcza jak na niego. Może chodziło o przyjacielskie więzi między nim a nijakim Colem? W każdym razie nie podobało mi się to. Kątem oka zobaczyłam jak Jace podszedł i trzepnął mnie po głowie. Syknęłam i spojrzałam na niego wrogo.
  -Czego chcesz? - warknęłam. Chłopak widząc moją wrogą reakcję wydał dźwięk przypominający kaszlnięcie, który miał zdusić śmiech. Szczerze, teraz ja miałam ogromną ochotę wykręcić mu nadgarstek, jak to już kiedyś zrobiłam, jednak się ograniczyłam do zaciśnięcia pięści.
  -Czy kiedykolwiek przestaniesz na wszystkich patrzeć wilkiem? - westchnął teatralnie. Głośno wypuściłam powietrze z ust, jednak nie powstrzymałam się od złośliwego komentarza.
  -Może wtedy, kiedy ty przestaniesz być takim osłem.
  Nienawidziłam, gdy ktoś wypominał mi moje zachowanie. To chyba się zaczęło wtedy, kiedy poszłam do gimnazjum i zaczęto nazywać mnie dziwolągiem, gdy odkryto, że jestem schizofrenikiem po terapii. Wtedy obiecałam sobie, że już nikomu nie zaufam. Ba, nawet nie będę starać się być miła.
  -W każdym razie - zaczął po chwili milczenia - Hodge prosił, żebyś miała ją na oku - tu wskazał Rosaline, która akurat prowadziła ożywioną rozmowę z naszym, hmm, mentorem na temat swoich rodziców. Była bardzo ładna - właściwie zawsze chciałam mieć brąz włosy spływające falami po ramionach, być szczupła i wysoka. Od razu ją za to zniecierpiłam.
  -Nie jestem niczyją niańką - odparłam stanowczo. - Chcesz, to sam ją zaadoptuj.
  Obrażenie jej było satysfakcjonujące, chociaż.. miałam wrażenie, że to nie było wobec niej fair. W stosunku do mnie była naprawdę miła..
  Szybko odrzuciłam tę myśl, choć dręczyły mnie wyrzuty sumienia.
  -To nie tak jak myślisz - powiedział szybko blondyn - po prostu zaprzyjaźnijcie się, czy coś, przebywajcie blisko siebie i będzie okej. - Nachylił się ku mnie. - Tak w sekrecie.. Ona ma nie ujawnione zdolności. Gdyby zostawić ją samą sobie, mogłaby poważnie nam wszystkim zaszkodzić.
  Odsunęłam się od niego i zacisnęłam zęby. Ruszyłam powłócząc nogami w stronę Rosaline. Idąc przewróciłam po drodze krzesło nie zważając na ból kostki. Przyjaźń. Też sobie wymyślili. Coś takiego nie istnieje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz