Od Ariki do Cole’a (CD)


Dziś, jak zwykle wstałam o świcie. Do mojego pokoju wpadały pierwsze promienienie budzącego się do życia Słońca. Wzięłam szybki prysznic i założyłam na siebie strój treningowy, postanawiając, że dzisiejszy dzień poświęcę treningowi. Po przygotowaniu się, wyszłam z pokoju i udałam się do kuchni. Tam spotkałam nieznajomym chłopakiem. O ile dobrze kojarzę, był nowy w Instytucie. Choć nie byłam tego pewna. Z całego Instytutu znam może ze dwie osoby. Mijając się, chłopak kiwnął mi głową na przywitanie. Trochę niepewnie odwzajemniłam ten gest i szybko weszłam do kuchni. Na moje szczęście nie było tam nikogo, także mogłam w spokoju przygotować sobie śniadanie. Zrobiłam sobie ze trzy kanapki. Nie za dużo i nie za mało.
Po skończonym posiłku udałam się na salę treningową. I gdy tylko weszłam, stanęłam jak wmurowana. Sala była pełna Nocnych Łowców. Wszyscy coś trenowali i ćwiczyli. Uczyli się, jak używać nową broń, bądź szlifowali swoje umiejętności ze znajomym już orężem. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby sala była aż tak przepełniona. Szybko i po cichu wymknęłam się stamtąd. I co ja mam teraz zrobić? Nastawiłam się na to, że działy dzień spędzę w Sali Treningowej. Choć brzmi to niedorzecznie, to miejsce było moim zdaniem najbezpieczniejsze. Zawsze, gdy miałam kłopot czy jakiekolwiek zmartwienie przychodziłam tutaj i poświęcałam się godzinom ćwiczeń. Nie wiedząc, co mogę uczynić, udałam się do biblioteki, aby tam spędzić czas na przyjemnej lekturze. Niestety o tu nie miałam szczęścia. Część Nefilim wpadło na ten sam pomysł. Siedzieli nad różnymi książkami, od przyjemnych lektur na czas wolny, poprzez książkę z różnymi ziołami, aż do książek o demonologii. Westchnęłam sfrustrowana. Najwidoczniej to nie był mój dzień. W akcie ostatniej nadziei udałam się do pokoju muzycznego. I tam wreszcie mi się poszczęściło. W sumie ten pokój był rzadko odwiedzany. Niektórzy Nefilim wierzyli, że nasza rasa nie ma w sobie iskierki artystycznej, iż jest to przeznaczone tylko dla Przyziemnych. Może to była prawda, a może i nie. Trudno mi to określić. Ale ja uwielbiałam śpiewać, mimo iż, moim zdaniem, bardziej wyłam, niż śpiewałam.
Spędziłam niecałe dwie godziny, wygrywając moje ulubione utwory na fortepianie i przyśpiewując do tego wesoło. Kiedy gardło zaczynało mnie już boleć. Opuściłam pokój muzyczny i skierowałam się do Sali Treningowej, w nadziej, że może teraz będzie pusta. Po drodze wstąpiłam jeszcze do swojego pokoju, aby zabrać stamtąd swój łuk. 
Była pusta, no cóż…. Prawie pusta. Trenował tam wcześniej przeze mnie spotkany, nieznajomy chłopak. Ćwiczył. Ze zdumieniem muszę przyznać, że szło mu świetnie. Zaczęłam powoli wycofywać się do drzwi. Nie chciałam mu przeszkadzać. A jednak coś mnie zatrzymało. Oparłam się o futrynę drzwi i przyglądałam nieznajomemu. Dopiero kiedy skończył i podszedł do ławki, gdzie znajdowały się jego rzeczy, odezwałam się:
- Cześć. Niezłe triki. – uśmiechnęłam się niepewnie. Nie byłam pewna, jak to zabrzmiało. Spojrzałam lekko spłoszona na chłopaka.
- Cześć. Jestem Cole Carver, ale mów mi Carver – również się uśmiechnął.
- Arika Fairlight. – przedstawiłam się
- Co tutaj robisz? – spytał trochę niepewny. Chyba również trudno mu było zaczynać rozmowy.
Spojrzałam lekko zmieszana na łuk, który trzymałam w ręce.
- Chciałam trochę poćwiczyć.
Chłopak spojrzał na łuk, jakby dopiero teraz zauważył. Może tak było.
- No tak… - odpowiedział.
Staliśmy tak chwilę, w niezręcznej ciszy. Żadne z nas nie wiedziało, co powiedzieć. W końcu westchnęłam i powiedziałam:
- Może nie będę ci przeszkadzać. Lepiej, jeżeli pójdę.
Odwróciłam się, aby wyjść, jednak zatrzymał mnie głos chłopaka.

<Cole?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz