Od Nathaniela - C.D Delli

Słuchałem uważnie dziewczyny i zaśmiałem się na jej słowa.
- Czyli jednak uważasz, że jesteś słabsza ode mnie - prychnąłem
- Nie o to mi chodziło - mruknęła nie zadowolona
- Nic nie stoi ci na przeszkodzie do ataku - dodałem - Mimo to się wahasz, to mów samo za siebie
- Jesteś irytujący - powiedziała opierając się o mur starego budynku.
Na jej twarzy zagościł szeroki, pewny siebie uśmiech. Coś mi w tym nie pasowało, ta nagła zmiana... Odwróciłem się za siebie w kierunku w którym dziewczyna się patrzyła. Tam w mroku zaczęły wyłaniać się dwie postacie. Zmieniłem pozycje przechodząc nieco dalej. Nareszcie zaczęło się coś dziać. Już myślałem, że spokojnie wrócę sobie do instytutu.
- Coś nie tak Nocny Łowco? - zakpiła dziewczyna
Spojrzałem na nią z uśmiechem na ustach.
- W jak najlepszym - odparłem wyciągając drugi srebrny sztylet.
Postacie były już na tyle blisko, że mogłem zobaczyć choć trochę ich twarze. Ostre wystające kły tylko potwierdziły moją teorię. To były wampiry. Jak dotąd walczyłem tylko z dwoma naraz podczas walki  i ledwo dawałem sobie radę, a tutaj jest ich aż troje.
- Widzę, że impreza się rozkręca - zaśmiałem się cały czas obserwując obecne osoby, aby nie dać się zaskoczyć. - Co to, rodzinne spotkanie? - zakpiłem
- Nie wiem czy będzie ci tak wesoło za kilka minut - odparła zbliżając się w moją stronę
- Jakoś sobie poradzę - zapewniłem ją, a z mojej twarzy ani na chwilę nie znikł szeroki uśmiech.
Walka - to jest to co uwielbiam. Jednak warto było dziś pofatygować się na nowojorskie ulice.

(Della?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz