Od Nathaniela - C.D Rosaline


-Nathaniel... Wiele lat temu, zabiłam moją matkę tą moją zdolnością. Cały czas, do nas do domu przychodził niejaki Valentine. On zawsze, powtarzał że za nic nie mogę trafić, w ręce Nocnych Łowców. Wszczepiali mi coś pod skórę, on i mój ojciec... ja... - znów się rozpłakała i przytuliła się donie. Po czym dodała - Nathaniel, ja jestem kimś kto nie powinien istnieć. Jestem dziwadłem, które przyciąga kłopoty jak magnez..
 Słuchałem uważnie to co dziewczyna mówiła. Wiedziałem ile dla niej to znaczy, jak wiele kosztowało ją to wyznanie. Ona przeżyła koszmar.
Patrzyłem teraz na Rose  z lekki uśmiechem na twarzy. Bardzo jej współczułem. Odsunął się trochę i spojrzał mi w oczy.
- Nie mów tak - poprosiłem - To nie twoja wina.
- Ty niczego nie wiesz, łatwo jest powiedzieć, ale kiedy przez ciebie giną osoby, które kochasz...
- Rose...
- Nie powinnam się urodzić - powiedziała szeptem ledwo słyszalnie
Po jej policzkach zaczęły spływać łzy.
- Ja też straciłem w życiu wiele osób, które kochałem - zacząłem - Nigdy nie poznałem swoich rodziców, porzucili mnie zaraz po moich narodzinach. Mój parabatai zginął przeze mnie. To ja jestem potworem - powiedziałem - Sprowadziłem na nich tyle cierpienia. Ty nie jesteś winna swoich czynów, ja tak - dodałem - To wszystko wina Valentinea, on jest potworem, który przysporzył wiele bólu i cierpienia, nie ty.
- Ale...
- Nie płacz już - powiedziałem wycierając łzy z jej twarzy
(Rosaline?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz