***
Chowając się w cieniu miasta, podążałam za pewnym smakowitym kąskiem. Był nim czarnowłosy muskularny mężczyzna, średniego wzrostu, idealny cel dla mnie. Z wyższymi od niego facetami nie poradziłabym sobie. Musiałam zachowywać się cicho i niepostrzeżenie, oraz od razu przechodzić do konkretów, bo nie byłam na tyle silna, aby mierzyć się z mężczyzną. Byłam coraz bliżej niego, a pożądanie było coraz większe. Czułam, jak krew pulsuje w jego żyłach, chciałam za wszelką cenę jej spróbować. Kiedy miał wchodzić do małej uliczki, przyspieszyłam i rzuciłam się mu do gardła. Zatopiłam w nim swoje kły, kiedy ten zdążył zareagować. Ogarnęło mnie błogie uczucie, jakiego nie można było doświadczyć od krwi zwierzęcej lub tej, którą oferował nam Raphael. Smak oraz uczucie były niepowtarzalne. Gdy już żądza krwi ustała, wypuściłam go, a on jak martwy opadł na ziemię. Odwróciłam się, i za sobą ujrzałam znajomą posturę, w ironicznym, wielkim uśmiechu.
- Widzę, że robisz postępy. - powiedział, podchodząc bliżej. Do tej pory oparty był o samotny pień drzewa.
- Nie wątpiłabym. Umiem sobie poradzić bez ciebie. - odpowiedziałam, unosząc głowę wyżej, w lekko wyniosłym wyrazie twarzy. Po chwili na mojej twarzy zaistniał uśmiech.
Raphael?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz