Od Raphael'a CD Roxanna

Północ. Księżyc w pełni., Stałem na balkonie, z zamkniętymi oczami, marszcząc brew. Idealnie. Po kilkinastu minutach wyciszania się zamym ze sobą bez idiotów i tępych istot, którymi była część mojego rodu, wyszedłem z balkonu, przez ledwo oświetlony, czarno- czerwony pokój, skręcając do piwnicy gdzie trzymano żywicieli. Gdt wszedłem na główny, piwniczny korytarz, ujrzałem 5 zakratowanych pokoi. Lecz nie byli to moi żywiciele. Przezedłem przez cały korytarz i otworzyłem ostatnie drzwi. Za nimi stały schody prowadzące jeszcze bardziej w dół. Stał tam jeden pokój. W przeciwieństwie do pozostałych całoś' była elegancko użądzona. Odklucztłem drzwi i wszedłem do środka. Tu także było elegancko. Wielkie kotary zakrywające okna, duże łóżko stojące po prawej stronie, koło małych, nocnych szafek. A po prawej toaletka. Spojrzałem przed siebie i przygryzłem wargę. Moją ostatnią zdobyczą była jakże piękna kobieta. Podszedłem bliżej na odległość wyciągnięcia ręki i zmieżyłem dziewczynę wzrokiem..Była młoda i miała blond włosy z niebieskimi oczami.  Jej szyję ozdabiał minimalistyczny naszyjnk z bardzo małą piramidą wykładaną kryształkami. Ubrana w czerwoną, cekinową mini i czarne wysokie szpilki. Dziewczyna cofneła się. Nie miała już wyjścia, oparta o komodę. Była przerażona do tego stopnia, że kolana się pod nią uginały. Podniosłem brew i przygryzłem wargę w pożądaniu po czym podszedłem do dziewczyny, odkrywając jej delikatnie szyję. Oddychała szybko, jakby przygotowywała się na ból.  Położyłem jej rękę na udzie i przejechałem powoli w górę, całując jej szyję. Jej oddech zwolnił tępa, jakby odzyskała tchnienie ale nadal była przestraszona. Odsunąłem się lekko i pocałowałem ją w usta. Tw złapała mnie  dwoma rękoma za kołnież rozpiętej kurtki  i lekko zsuneła się z komody, stojąc blisko mnie. Pocałowałem jeh obojczyki i wróciłem do szyi. Gdy już miałem się wgryść zadzwonił telefon, a z mojej kieszeni rozbiegł się dźwięk odbijający o ściany. Odsunąłem się geałtownie od dziewczynt i przeklnąłem pod nosem odbierając telefon.
- Wampirzyca do przywódct, czeka w pokoju 157 ..
Kurwa.... Tyle się narobiłem ... Najlepsza krew podniecona krew.. delikatna ..słodka... - wychodząc, trzasnąłem drzwiami nie zwracając uwagi na dziewczynę .
***
Gdy wszedłem do sali zastałem tam jasnowłosą dziewczynę. Oczywiste było to, że jest głodna. Sygnały, które dawała,są nieomylne.
- Krew? -
Odblokowałem  kod i podałem szklankę dziewczynie, która łapczywie wychyliła wszystko do dna.
***
-Tak trudno samym coś znaleść? - wyrzuciłem z ironią patrząc jak krwi ubywa w szklance. Gdy ta dokończyła spojrzała na mnie.
- Nie lubię zabijać zwierząt - stwierdziła bez entuzjaznu. Myślałem że zaraz sam siebie wyssam ze  złości, a może bardziej z żalu, jaki larytas mnie ominął..
- Ohhh, zoocholiczka- wampir?- przechodząc koło najedzonej już wamiprzycy, specjalnie zahaczyłem ją ramieniem . Ta pod naporem siły cofneła się,zatrzymana przez kanapę, na której się lekko oparła rękoma.
-Jeśli tak dalej pójdzie-  podniosłem wzrok- zdechniesz z głodu, z lenistwa- powiedziałem wprost, wyciągając zza szkła sztylet, którym kiedyś Simon zniszczył mi kurtkę. Wbijając to w mę ramię. Dziewczyna zmarszczyła brwi, widząc jak bawię się bronią ale nic nie odpowiedziała. Rozglądała się po pokoju, w poszukiwaniu czegoś. Podrzucilem sztylet i żuciłem w podlogę przed dziewczyną. Irytowała mnie swoją niezaradnością. W sumie jak wszyscy. Sieroty od siedmiu boleści... Wampiry które nie umieją zadbac o siebie. Dzieciaczki.... Przygryzłem wargę po czym wziąłem wdech.
- Buenas Noches Seniorita -  pokierowałem się do drzwi z zamiarem sam już nie wiem czego, racze+ nie wrócę już do dziewczyny. Nie mam humoru na kolejne podniety.
- Cz- Czekaj -  usłyszałem w tyle.
Odwróciłem się powoli do dziewczyny, z zamyśleniem w oczach, przykrytą grubą warstwą tajemniczości. Gryząc wargę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz