Od Roxanne

 Księżyc zaczął wysuwać się znad horyzontu. Był piękny, świecił tak jasno, wprost na moją sylwetkę wpatrzoną w obijające się od brzegu fale, kołyszące się pod wpływem silnego wiatru. Uśmiechnęłam się delikatnie sama do siebie i spojrzałam w górę, na księżyc. Pełny i duży, był w pełni, przez wielu nazywano to ''Nocą Wampirów''. Przesiedziałam tak jeszcze chwilę, póki nie zaczęło robić się zimno. Zarzuciłam więc na siebie skórzaną kurtkę i wyruszyłam plażą w drogę do Instytutu. Musiałam porozmawiać z Jace'm, a później załatwić coś, aby mój głód ustał. Nie mogłam sama zabić żadnego człowieka, złamałabym Porozumienia, a Clave i Raphael na pewno nie byliby zadowoleni. Cóż, miałam wybór - albo pójść do Raphael'a, czego nie miałam ochoty robić, bo nie lubiłam prosić innych o pomoc, lub też zabić samodzielnie jakieś zwierzę, co też nie przypadło mi do gustu. Bardzo lubiłam zwierzęta i nie chciałam osuszać ich z krwi. Nigdy nie wiedziałam, co byłoby gorsze i zawsze zabijałam jakieś zwierzę, którego nie lubiłam. Co zrobię tym razem? Sama nie wiem, pierwsze muszę pomyśleć o wyjaśnieniu spraw z kuzynem. Po chwili przede mną ukazała się brama Instytutu, pod którą musiałam poczekać. Minęło kilka minut, chłopak spóźniał się. Postanowiłam do niego pomóc, co poskutkowało i zjawił się. [...]
 Zamknęłam za sobą bramę i stanęłam kawałek dalej jak wryta. Nie wiedziałam, co mam zrobić tym razem. Nienawidziłam prosić innych o pomoc, co dopiero Raphael'a. Ale chyba nie miałam wyboru, bo tego czarnego kota, stojącego kawałek dalej, nie chciałam zabijać, a pociąg były coraz silniejsze, dawno nie piłam krwi. Tupnęłam nogą i zrzędząc coś pod nosem poszłam do Hotelu DuMort przez najniebezpieczniejsze miejsce, lecz to było obecnie bez znaczenia - lasem. Przez niesamowicie silnie odczuwalny głód przyspieszyłam i niedługo po tym znalazłam się w siedzibie wampirów. Udałam się do głównego pomieszczenia, gdzie spotkałam Raphael'a. Stanęłam przed nim i przygryzłam wargę. Chłopak odwrócił się i uśmiechnął się ironicznie.
- Raphael... Mógłbyś mi... pomóc? - zapytałam, zakładając ręce na piersi.
- Krew? - zaśmiał się i odwrócił, aby wpisać kod do ukrytego pod obrazem schowka z krwią. Zmrużyłam brwi.
- Skąd wiedziałeś? Aż tak to... widać? - przygryzłam wargę i przypadkowo zahaczyłam nią o kieł, rozrywając ją. Delikatne strumienie krwi zaczęły z niej lecieć. Oblizałam ją i wzięłam szklankę z krwią od przywódcy.
- Pierwszy raz prosisz o pomoc. Cóż to za poświęcenie z twojej strony? - spojrzał na mnie pytająco, uśmiechając się pod nosem.
- Nie mam ochoty zabijać zwierząt. Tyle. - odparłam szorstko.

Raphael?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz