Od Katherine - Do Alec'a (CD)

 Nie wiem ile czasu minęło, nim się obudziłam. Przede mną klęczała Isabelle, a w oddali dostrzegłam zarys sylwetki, której nie potrafiłam rozpoznać, wszystko widziałam jakby we mgle. Mrugnęłam kilka razy, do tej pory nie czułam zupełnie nic. Dopiero po chwili na prawej ręce poczułam przeszywający ból. Czułam, jad w mojej krwi, z każdą sekundą bolało coraz bardziej. Podniosłam głowę, na co nieznajoma postać stanęła nade mną. Rozpoznałam w niej chłopaka, z którym wcześniej miałam przyjemność się spotkać.
- Isabelle, ona się budzi. - usłyszałam, niedokładnie. Dopiero po chwili zaczęłam normalnie widzieć, a dźwięki nie były słyszalne jak w pustym pomieszczeniu, po którym głos się odbija. 
- Widzę. - odparła dziewczyna, ze wzrokiem ukrytym w ranie. Dopiero teraz ją dostrzegłam. Ohydna, cała zaropiała, we krwi rana, maksymalnie największa, jaką miałam na moim ciele, kiedykolwiek. Syknęłam cicho z bólu, kiedy ta przyłożyła do niej opatrunek.
- Jest źle? - spytałam, lekko się podnosząc. Izzy oraz Alec spojrzeli po sobie, a potem dziewczyna pokiwała głową. Przygryzłam wargę, i podniosłam się.
- Dasz radę iść? - Isabelle pomogła mi utrzymać równowagę. Niepewnie pokiwałam głową, ale czułam, że nie będzie łatwo. Chwiejąc się, i co chwilę potykając, doszłam z towarzyszami do Instytutu. Trochę dziwnie się czułam, kiedy kazano mi leżeć i nic nie robić. Leżałam w sali chorych, ręka już praktycznie mnie nie bolała, przez jakieś leki. Przysięgłabym, że zanudziłabym się tam na śmierć gdyby nie fakt, że przyszedł do mnie brat.
- Co ci się stało? - zapytał, po czym usiadł na rogu łóżka. Westchnęłam i zaczęłam oglądać ranę, następnie wzruszyłam ramionami.
- Zaatakował mnie demon. - zakryłam ranę i zamknęłam na chwilę oczy. - Rodzice z tobą rozmawiali, kiedy byłeś w Idrysie? - dodałam, gwałtownie otwierając oczy. Chciałam za wszelką cenę usłyszeć odpowiedź. Posłał mi niepewne spojrzenie.
- Tylko o sprawach Clave. - odparł, wzruszając ramionami. Przełknął ślinę i wyjął z kieszeni telefon, z którego dobiegał dzwonek. Spojrzał na mnie pytająco, na co pokiwałam głową. Wyszedł z sali, jego rozmowę mogłam jednak niewyraźnie słychać. Poznałam, że była to mama. Spuściłam spojrzenie i przełknęłam ślinę. Prawie uroniłabym łzę, ale się powstrzymałam. Po kilku minutach Kastiel wrócił do pokoju.
- Wiesz... Ja muszę... iść... - powiedział niepewnie i cicho westchnął.
- Tak, jasne, idź. - wymusiłam najdelikatniejszy uśmiech w historii, lecz dzięki mojej mimice dość widoczny. Bratu wyraźnie coś nie pasowało, ale zmuszony był iść. Zostałam sama. Przez resztę wieczoru strasznie się nudziłam. Kiedy praktycznie wszyscy byli już w swoich pokojach, postanowiłam się wymknąć. Założyłam świeże ciuchy i wyszłam na korytarz. Prawie zostałam przyłapana przez jednego z łowców, lecz schowałam się za ścianą. Gdy uznałam teren za bezpieczny, wyruszyłam, tym samym wpadając wprost na Alec'a. No to już po mnie... - przemknęło mi przez głowę. Zakręciło mi się w głowie, zachwiałam się, jednak przed całkowitym spadnięciem na ziemię powstrzymał mnie chłopak.
-...

Alec?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz