Od Nathaniela - C.D Williama


Gdy przekazaliśmy wiadomość odnośnie spotkania pozostałym Nocnym Łowcom z instytutu ruszyliśmy w stronę pokoi. Chłopak przyspieszył i po chwili wszedł do swojej sypialni zamykając za sobą drzwi na klucz. Zapukałem, lecz nic nie odpowiedział. Chciałem dowiedzieć się czy zjawi się na spotkaniu, ale odpowiedziała mi cisza. Westchnąłem i poszedłem do siebie. Gdy znudziło mi się polerowanie noży ruszyłem do biblioteki. Wziąłem jedną z ksiąg o czarownikach i usiałem na parapet zagłębiając się w lekturze. Po parunastu minutach bolały mnie plecy i szyja od niewygodnej pozycji, więc zamknąłem księgę i wyjrzałem przez okno. Na zewnątrz ujrzałem jakąś postać ubraną na czarno. Nie wiedziałem kto to jest. Maryse wyraźnie zakazała wyjścia z instytutu. Patrzyłem się przez chwilę, jak postać rozgląda się po okolicy a potem znika za bramą. Zeskoczyłem z parapetu odkładając książkę na stolik przy wyjściu nie kłopocząc się z odkładaniem jej na miejsce - później to zrobię. Wyszedłem z biblioteki i ruszyłem w stronę pokoju Willa. Złapałem za klamkę i otworzyłem drzwi. Nie były już zamknięte. Rozejrzałem się po pokoju, ale nikogo nie zastałem. Miałem złe przeczucia. Ruszyłem w stronę Sali Głównej. Po drodze spotkałem Maryse rozmawiającą przez telefon. Była zdenerwowana.
- Maryse - zacząłem - Chodzi o Willa
- Nie teraz - powiedziała cały czas rozmawiając przez komórkę - Zaraz będzie zebranie - dodała i odwróciła się w drugą stronę.
Z usłyszanej rozmowy wywnioskowałem, że rozmawia z kimś z Clave. To nie była przyjemna rozmowa. Zirytowany odwróciłem się na pięcie i ruszyłem przed siebie. Przechodząc obok Sali widziałem wszystkich  zebranych Nocnych Łowców. Chciałem kogoś wezwać by pomógł mi zbadać tę sprawę, ale zaraz by zaczęli coś podejrzewać. Nie chciałem narazić siebie i Willa na gniew Clave. Przeszedłem korytarz kierując się do sali treningowej. Stamtąd  zabrałem komplet noży w tym seraficki nóż Arathiel. Narysowałem stelą runę zręczności i szybkości.

Przemknąłem przez korytarz niezauważony i wyszedłem głównym wejściem. Po kilkuset metrach znalazłem się na dachu wysokiego budynku. Stamtąd zauważyłem tę samą postać, byłem pewny, że to William. Szedłem za nim uważnie go obserwując i pilnując aby mnie nie  zauważył. Chłopak jakby przeczuwał moją obecność i co chwilę oglądał się na boki. Po kilkunastu minutach zatrzymał się na opuszczonym osiedlu. Ukryłem się za drzewami tak, że nie było mnie widać. Nie trzeba było długo czekać aż z cienia wyłoniły się trzy zakapturzone postacie. Podeszli do Willa i zagrodzili mu jakąkolwiek możliwość ucieczki.
- Czego chcecie? - powiedział stanowczo, ale ja wiedziałem ile go  kosztowało by zapanować nad drżeniem głosu.
On ich się bał a oni doskonale o tym wiedzieli. Zaśmiali się teraz i jeden z nich złapał chłopaka za kurtkę.
- Jak już napisaliśmy, mamy niedokończone sprawy - dodał mężczyzna obok.
Zaczęli gdzieś iść ciągnąć Willa ze sobą. Przekląłem i zacząłem cicho zmieniać pozycję. Teraz musiałem bardzo uważać, by mnie nie zauważyli a to było bardzo trudne, gdyż  na opuszczonym osiedlu nie znalazło się ani jedno dobre miejsce na kryjówkę nie licząc tych drzew za którymi obecnie się znajdowałem.

(Will?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz