Od Williama CD Lzzy

Na następny dzień o dziwo wstałem później niż zazwyczaj. Nie wyspałem się zbytnio. Za niecałe pół godziny miał się  zacząć trening, a ja jeszcze praktycznie spałem. Jęknąłem i ziewnąłem przeciągle. W złym humorze załatwiłem poranną toaletę, ubrałem się, zjadłem śniadanie i powolnym krokiem wmaszerowałem na salę treningową. Stanąłem oddalony od grupy i oparłem się o ścianę. Błagałem aby teraz nie zasnąć. Nawet nie spojrzałem kto jest na sali. Całkowicie ignorowałem trenera dopóki nie usłyszałem swojego imienia.
- Lzzy, ty będziesz trenować z Williamem... - powiedział.
Dziewczyna odwróciła się w moją stronę. No nie! Znowu ona! Wywróciłem oczami. Lzzy wyglądała na nieźle zaskoczoną widząc właśnie mnie.
- To ty - powiedziała przez zaciśnięte zęby.
- A któż inny? Nie znam innego Williama, który byłby w Instytucie. Do tego powinnaś się cieszyć. Jestem jednym z lepszych - powiedziałem i uśmiechnąłem się złośliwie.
- Nie powiem. Skromnością to ty nie grzeszysz - mruknęła.
- No cóż. Nawet taki wspaniały ja musi mieć jakieś wady. Nieprawdaż? - zaśmiałem się szorstko.
Zapadła pomiędzy nami chwilowa cisza.
- Dobra. Nie marnuj już mojego cennego czasu. Zaczynajmy trening - powiedziałem oschle.

Lzzy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz