Od Live - Do Alec'a

 Chłodny wiatr północny rozwiewał moje włosy, morze szumiało, fale szalały, obijając się o wysoki brzeg piasku, i zwijając się oraz rozwijając naprzemiennie po plaży. Wpatrzona w horyzont zanurzyłam się w mojej głowie i sytuacjach z przeszłości. Często rozmyślałam o tym, co miało miejsce kilka lat temu. Roztrwaniałam to raz po raz, wymyślając coraz to inne rozwiązania, zdania, co mogłam powiedzieć, zrobić, czego nie zrobiłam, a co niepotrzebnie właśnie, zrobiłam. Żałowałam tego wszystkiego, co stało się, a nie powinno, lecz wiedziałam, że czasu nie mogę cofnąć, pozostają jedynie wspomnienia i żałości. Dlaczego nie mamy możliwości cofnięcia czasu? Czemu życie potrafi być tak... złe, okrutne dla nas? Zupełnie, jakby robiło to dla zabawy, dla zabawy powodowało przykre w naszym życiu sytuacje, często takie, na które nie mamy wpływu. Dlaczego to wszystko jest tak trudne? Tysiące pytań zadawałam sobie w tym momencie. Mimo, że byłam już całkiem niemłoda, bo dwadzieścia pięć lat to sporo, wciąż nie znałam odpowiedzi na pytania, które od dzieciństwa mnie męczyły. Każdy z nas przynajmniej raz żałował swoich czynów i słów, które wypowiedział w złości, smutku, zupełnie nieprzemyślanych decyzji. I chyba każdy wie, o czym w chwili obecnej mówię. Jako dzieci mieliśmy swoje własne, małe, lub te duże problemy, które musieliśmy rozwiązać, najczęściej z pomocą starszych, bo sami nie byliśmy w stanie. Lecz ja nie miałam tego luksusu, nikt mi w życiu z niczym nie pomagał. Radziłam sobie sama, od początku wychowywana na ''maszynę bojową'', uczono mnie tylko posługiwania się mieczem, sztuk walki i jak skutecznie wygrywać. Nie zważano na to, jak się czuję, czy tego chcę, na moje problemy i samopoczucie oraz to, że ja też żyję i mam uczucia. Od tamtej pory nie mam marzeń, pragnień, nie wierzę w siebie, a jedynie w to, że wszystko zawalę i znów będzie... źle. 
 Księżyc z góry świecił wprost na mnie. Spojrzałam w górę, na księżyc świecący tak mocno, jak nigdy, będący w pełni. Nie odrywałam od niego wzroku. Po kilku chwilach wstałam, uświadamiając sobie, jak jest już późno, i że będą pytać, gdzie byłam przez tak długi czas. Odwróciłam się na pięcie i powędrowałam w stronę lasu, przez który należało przejść, aby dotrzeć do Instytutu. Opadłe liście i gałęzie szumiały pod moimi stopami, korony drzew pod wpływem silnego wiatru ruszały się na wszystkie strony, wydając lekko niepokojące szumy. Cały las spał, prócz drzew wszystko było ciche i spokojne, nic nie wskazywało na to, że coś zaraz znienacka wyskoczy z krzaków. Obejrzałam się i zaczęłam nerwowo rozglądać w około. Impulsywnie zmieniłam się w Anioła, aby mieć większą pewność, że ''to coś'' nie zrobi mi krzywdy. Wyciągnęłam również sztylet. Z kryjówki wyskoczyła niezwykle wysoka postać, o czarnych jak węgiel włosach i brązowych oczach bacznie się mi przyglądających. W rękach trzymał on, bo jak mniemam był to mężczyzna, łuk.
- Co robisz tu tak późno? Nie powinnaś być w Instytucie? - spojrzał na mnie z wyrzutem, chowając łuk do schowka na plecach.
- Mogłabym zapytać Cię o to samo. - odparłam cicho, chłodnym i obojętnym tonem, po którym zupełnie nic nie można się było spodziewać. Zmieniłam się z powrotem w pierwotną postać człowieka i schowałam sztylet.

Alec?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz