Kolejny dzień. Jak zwyke hałas, jakieś zamieszanie w instytucie.
Przeciągnąłem się i wstałem z drewnianego łóżka. Ubrałem się i wyszedłem do kuchni, od wczoraj zostało jeszcze trochę chińsczyzny zamówionej przez Izzy. Smakowało mi,
pierwszy raz coś smakowało mi spod rąk izzy.... Wziąłem łuk i kilka strzał - z czerwonymi,
prezycyjnymi lotkami.. - moimi ulubionymi. Poszedłem do Hodge i oznajmiłem mu że wybywam. Już po chwili byłem w lesie. Ćwiczenia trwały jakieś 2 godziny, w skupienia, ale jednak coś nie pasowało mi w treningu. Manekiny do strzelania już mi się znudziły, były za łatwe.. Wten
ujżałem coś w dość szybkim tępie przemieszczajácego się między drzewami. No cóż, trudno, niech się poświęci.
Napiąłem łuk i strzeliłem. Usłyszałem krzyk, a raczej jęk. Stanąłem jak wryty a po chwili zacząłem biec w tamtą stronę.
Ktoś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz