Od Ariki do Cole'a (CD)

Kiwnęłam tylko głową, nie będąc pewna, co odpowiedzieć. Chłopak podszedł do okna i po chwili już był na dole. Trochę niepewnie poszłam w jego ślady. Podeszłam do okna i wyjrzałam na zewnątrz. Do ziemi trochę drogi było. Fakt... ćwiczyłam skoki z wysokości, jak każdy Nocny Łowca, ale teraz... Nie. Nie mogę się poddać. Muszę dać radę i skoczyć. Weszłam na parapet, ostatni raz spojrzałam w dół, odetchnęłam głęboko i... skoczyłam. Upadłam, turlając się do przodu i zatrzymując się na pół-ugiętych nogach, tak, jak się uczyłam. Udało się. Jestem cała, nic sobie nie złamałam i skoczyłam z okna. Na razie nie jest tak źle.
Cole patrzył na mnie zaciekawiony, a ja posłałam mu blady uśmiech.
- To gdzie teraz? - spytałam
Chłopak spojrzał na medalion i przez chwilę stał w ciszy. Potem przeniósł swój wzrok na ulice i budynki okalające Instytut. 
- Jest na obrzeżach miasta. - odpowiedział
- Nie wiesz czy nie ma z nim Valentine'a? - spytałam
- Nie jestem pewnie. - odpowiedział i ruszył przed siebie.
Szedł krętymi uliczkami, skręcał w rozmaite zakręty i zaułki. Dobrze wiedział, gdzie idzie. Nie jestem pewna czy to była zasługa runu tropiącego, czy tego, że doskonale wiedział, gdzie iść. Po dość długiej podróży dotarliśmy do południowego krańca wyspy Roosvelta, na której znajdowały się ruiny szpitala Renwick. Był on podświetlony, co jeszcze bardziej potęgowało jego upiorny wystój. A jednak, gdy się lepiej przyjrzeć, okazywało się, że to pozory. Zwykły czar maskujący, skrywający pod obskurną osłoną, cudowną i nowoczesną rezydencję. 
- Jesteś pewny, że to tutaj? - spytałam
- Jasne - powiedział i ruszył do wejścia.
Wyciągnęłam katanę, a do drugiej ręki chwyciłam serafickie ostrze i szepnęłam:
- Miguel
Ostrze rozbłysło, a ja ruszyłam w ślad za chłopakiem, czujnie obserwując teren dookoła.

<Cole?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz