Od Lokkiego CD. Jace

-Nie przejmuj sie, byłbym zaskoczony gdyby ktoś teraz postanowił być dla mnie miły - spojrzałem na niego krótko. Po czym wsiadłem do samochodu. Nie miałem najmniejszej ochoty na rozmowę zbyt zajęty myślami o słowach tamtego mężczyzny.
-Mój prawdziwy ojciec... - mruknąłem sam do siebie pocierając skronie.
-Coś mówiłeś? - spojrzał na mnie zdezorientowany na co jedynie pokręciłem głową.
-Wybacz, jedynie głośno myślę. - mruknąłem. Dalszą drogę przejechaliśmy w kompletnej ciszy. Cóż, chyba jednak się nie zaprzyjaźnimy. No kto by się spodziewał...
-Zatrzymasz się tu? Wysiadłbym - poprosiłem cicho gdy przejeżdżaliśmy przez jeden z parków w pobliżu instytutu. Na dworze dawno się ściemniło. Dobrze, to idealna pora na spacer.
-Trzymaj się - rzuciłem krótko zatrzaskując za sobą drzwi, byłem na siebie zły za cały dzisiejszy dzień, za to, że w ogóle pojechałem do siedziby. Ivan Mołotow... Skąd on wiedział, że to nie mój ojciec? Będę musiał to sprawdzić.
-Ej Ty! - jakiś chłopak ustał przede mną a zza jego pleców wyłoniła się dwójka innych - Nie uczyli Cię, że po nocach się nie szwęda? - zilustrowałem wzrokiem całą trójkę. Byli ode mnie sporo więksi, dosłownie. Widać było, że mięśnie mieli bardziej wyćwiczone niż rozum.
Kurwa. Czy ten dzień może być lepszy.
-Nie szukam kłopotów - burknąłem odwracając się na pięcie.
-My też - czarnowłosy stojący po lewej wbił palce w moje ramię z łatwością przekręcając w swoją stronę. - Jace. Mówi Ci to coś? Widzieliśmy Cię z nim dzisiaj, mamy z nim nieskończone porachunki. - cała trójka uśmiechnęła się cwaniacko patrząc to na mnie to na siebie nawzajem. Czułem zbliżające się kłopoty. Jednak nie miałem przy sobie żadnej broni, nic kompletnie. Czyli dzień z serii "co dostanę to moje"
-Aha i co ja mam z tym wspólnego? - uniosłem do góry jedną brew.
-Nic - odparł blondyn, który jak do tej pory milczał. - Ale możesz mu to przekazać. - w tym momencie e mojej głowie zaświeciła się czerwona lampka, niestety zbyt późno. Trzymający mnie blondyn podniósł kolano wymierzając mi cios w brzuch a jego pięść dotarła prosto na moją twarz. Nic więcej nie zarejestrowałem z mojego nosa i ust wypłynęła krew razem ze wszystkim co dzisiaj zjadłem.
Podnosiwszy się z ziemi byłem już sam. Zemdlałem? Na długo? Nie wiem. Ale bolało. Cholera, bardzo. Trzymając się jedną ręką w pasie zacząłem iść w stronę instytutu. Chociaż chodem bym tego nie nazwał.
***
Wchodząc do instytutu ogarnęła mnie złość gdy w drzwiach ujrzałem Jace'a. Fakt, że to nie była jego wina ni jak mnie w tamtej chwili nie obchodził. Chłopak rzucił mi zaskoczone spojrzenie.
-Co Ci się... - zaczął, jednak przerwałem mu machnięciem ręki.
-To chyba jednak nie ja mam problemy ze znajomościami - uśmiechnąłem się lekko. - Nic mi nie jest, ale pomożesz mi dojść do medyka? - jęknąłem słabo, czując jak ponownie tracę grunt pod nogami. Poczułem jak chłopak mocno łapie mnie za ubranie i z jego pomocą doczłapałem się na górę gdzie zostałem sam z jedną z lekarek.

>Jace? XD<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz