Od Renesme - c.d Raphael

Patrzyłam na niego z łzami w oczach. Najwyraźniej jego gest oznaczał żebym się nie martwiła. Czy on słyszał co mówię? A może aż mnie nienawidził za te słowa? Nagle podszedł do nas Thomas.
- Obudził się, ale nadal jest osłabiony - Raphael popatrzył na nas, a ja nadal nie mogłam powstrzymać łez. Wyszłam z pokoju i próbowałam się ogarnąć. Weszłam do łazienki i przemyłam twarz zimną wodą. Tusz rozmazał mi się na policzkach, a moje oczy były napuchnięte. Popatrzyłam w lustro i się zastanawiałam czy to wszystko ma sens. Raphael prawie zginął, ja chciałam zemsty na łowcach.
To co zrobiłam było głupie. Nie miałam ochoty na nic. Chciałam umrzeć, zabić się i mieć to wszystko z głowy. Ale nie mam jak. Może przez to ukąszenie stałam się nieśmiertelna wiekowo? W sumie... z jednej strony to dobrze. Mogę mieć nawet 10000 lat, a nadal będę wyglądać jak dwudziestoletnia dziewczyna.
- Będzie dobrze - powiedział Thomas stojąc przy drzwiach - musisz mieć dobre myśli.
- Nie mam... - zamknęłam oczy - wiesz jak to jest, gdy ponownie odczuwasz ból, który się zabliźnił parę lat temu? - podeszłam do niego - nie, nie wiesz - wyszłam z pałacu. Była noc. W lesie było słychać świerszcze i sowy.
Po dwudziestu minutach zobaczyłam jak coś iskrzy na ziemi. Zaczęłam do tego podchodzić, gdy naglę dostałam czymś w głowę.

*********

Obudziłam się w jakimś pokoju przywiązana do krzesła. Próbowałam się wyrwać, ale sznur był za gruby. 
- Witam - powiedział jakiś łowca stojąc nade mną.
- Kim jesteś?! - krzyknęłam próbując się wyrwać.
- Nie pamiętasz mnie...? - postać wyszła z cienia, wyszedł z niej...
- Koran... - warknęłam - co tu robi taki ktoś jak ty? - warknęłam.
- Przyszedłem wydobyć z Ciebie informację, gdzie trzymacie waszego dowódcę...
- Pff... Uważaj, bo ci powiem - plunęłam na niego. On wnet zrobił krótki gest ręką i mnie zaczęli odwiązywać. Natychmiast zaatakowałam. Powaliłam paru, ale było ich za dużo. Złapali mnie i związali na grubych sznurach. Koran wyjął mój sztylet i rozciął mi koszulkę po czym sięgnął po bat.
- Co powiedziałaś? - spytał.
- Nie powiem Ci - po tej odpowiedzi natychmiast uderzył mnie batem. Zasyczałam lekko.
- Za każdym razem jak mi nie powiesz dostaniesz moim przyjacielem - zaśmiał się - powtórzę pytanie. Gdzie jest twoja siedziba.
- Już ci mówiłam. Nie powiem - dostałam batem mocniej. Za każdym razem było tak samo, a za szóstym razem wytarł z bata moją krew. Patrzyłam na niego spod łba.
- Oh moja droga Renesme... gdybyś była nocnym łowcą... - polizał mnie w policzek - byłabyś piękną zdobyczą - byłam wściekła. Stał prze de mną i miał ręce tam, gdzie nie powinien mieć - naprawdę piękną.
- Bierz - te - ręce - zadyszałam, a ten tylko się uśmiechnął i uderzył ponownie batem. Stanął przed drzwiami.
- Kiedyś Cię złamie - wyszedł.

*******

Od kiedy mnie porwali minęły... dwa dni? Moje ciało było zmęczone, poobijane i całe we krwi. Wisiałam nad swoją krwią ledwo żywa. Konar znowu był w moim pokoju.
- Jestem w szoku... - uśmiechnął się tajemniczo - nie złamałaś się.
- Nie zdradzę go... - warknęłam, a ten przybliżył usta do mojego kocha.
- Kochasz go prawda? - spytał ze złowieszczym uśmiechem. Ugryzłam go w ucho i mu je wyrwałam.
- Nawet gdybym znała odpowiedź na to pytanie, nie powiedziałabym ci! - warknęłam, a ten złapał się za miejsce w którym było kiedyś jego ucho. Uderzył mnie bardzo mocno batem, a ja zaczęłam wisieć jak martwa.
- Kiedyś po ciebie przyjdą... a wtedy wpadną w naszą sieć.
- Nie są tępi... 
- Myślisz, że ktoś słuchał twoich rad? - zaśmiał się - gdyby nie to, że dołączyłem do nich to bym spokojnie Cię znalazł i zabił... - wyszedł. Próbowałam się wyrwać z lin, ale nie miałam sił. Byłam głodna i zmęczona... Rany się regenerowały, ale powoli.
Mam tylko nadzieje, że Raphael jest bezpieczny...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz