od Hayley do Raphael'a

 Sprytnie wdrapałam się na dąb, siadłam wysoko w koronie potężnego drzewa, wpatrując się w skrawki nieba, którego podziwianie w całej okazałości uniemożliwiały mi gałęzie usiane liśćmi.
W głowie obijał mi się głos Raphael'a, nasza cała rozmowa. Moja bezczelność wcale mnie nie zawstydzała, ja już po prostu taka jestem, ale zachowywałam się nadmiar dziwnie, mówiłam rzeczy, których z reguły bym nie powiedziała...
- "Uratowałem ich" - te słowa wypowiedziane przez księciunia najbardziej zapadły mi w pamięci.
Jak on mógł ich uratować? Przecież wampiryzm to kara. Może i jesteśmy jednymi z najsilniejszych stworzeń na świecie, chlubimy się tym, że jesteśmy najsilniejszymi z drapieżników, jesteśmy na szczycie łańcucha pokarmowego, żyjemy wiecznie, ale bez nadziei, jesteśmy definicją przeklętych. Już wolałabym chyba ponieść śmierć niż zostać wampirem, tylko ja nie dostałam możliwości wyboru.
Nie jestem pewna, czy on po prostu nie jest świadomy tego, że bycie wampirem jest ogromnym ciężarem, czy on widzi w tym po prostu same zalety, albo widzi i zalety i wady, ale przywiązuje mniejszą wagę do wad...
 Nagle z myśli wyciągnął mnie dźwięk uginających się, a następnie łamiących gałęzi pod czyimś ciężarem. Zaczęłam dokładnie badać teren, usłyszałam jakiś szept, nierównomierny oddech i przyśpieszone bicie serca.
-Człowiek.- powiedziałam pod nosem
-Jestem w lesie, ktoś mnie śledzi. Nie, nie przesłyszało mi się, jestem pewna!- dziewczyna mówiła do telefonu załamującym się głosem. Ku początku mówiła szeptem, ale później panika i próba udowodnienia, że nie zwariowała była silniejsza niż chęć aby ten "ktoś" jej nie dopadł.
-Proszę przyjedźcie po mnie...- ponownie ściszyła głos.
Usłyszałam szelest, dziewczyna zamarła, ze strachu upuściła telefon, który nieszczęśliwie roztrzaskał się o kamień.
Ktoś, kto za nią podążał, to na pewno wampir, dziwne myślałam, że tylko ja nie należę do gangu Raphael'a, bo przecież nikt, kto do niego należy nie odważył by żywić się prosto z żyły.
W ułamku sekundy za plecami dziewczyny pojawiła się postać. Nie wiele mogłam o niej stwierdzić, mogłam powiedzieć, że to mężczyzna przez szerokie barki, zanim dziewczyna zdążyła się odwrócić prędko zeskoczyłam z drzewa, zabierając wampira z daleka od dziewczyny. Założyłam mu dźwignię na rękę, która przez jego niepodporządkowanie do mnie mogło doprowadzić do złamania mu ręki.
-Co Ty do cholery sobie wyobrażasz?- szepnęłam mu do ucha, poczułam znajomy już mi zapach.
Wampir uniósł dumnie brodę do góry. Z łatwością wyrwał się z mojego uścisku odwrócił się do mnie twarzą i zwycięsko uśmiechnął.
-I kto to mówi?- zaśmiał się, to Raphael
Przydusił mnie do drzewa swoim ciałem, chciałam się wyrwać, ale uniemożliwił mi jaki kol wiek ruch po pierwsze przez to, że przyciskał mnie własnym ciałem, po drugie, że jego ręka trzymała moje obie wysoko nad moją głową.
-I co może teraz porozmawiamy o zasadach?- uniósł kącik ust
-Proponuję bardziej sanitarne warunki.- warknęłam. Próbowałam, jakoś się uwolnić, ale bez efektów.
Raphael wyzbył się spokoju, który podczas ostatniej rozmowy bardzo mnie zadziwiał, jednak nie jestem pewna, czy to ja jestem głównym powodem jego nagłej zmiany humoru, bo był wściekły.
Dziewczyna rzuciła się do ucieczki, Santiago mierzył ją wzrokiem, już za bardzo się poświęciłam, żeby ją schwytał, bo z jego twarzy z łatwością można było wyczytać, że chciał się na niej pożywić.
Wykorzystałam chwile jego rozkojarzenia i szybko odwróciłam role, teraz to już ja uniemożliwiałam mu ruch przyciskając go swoim ciałem do drzewa i łamiąc mu ręce. Niestety bez ich połamania by się nie obeszło, ja nie zdołam utrzymać jego rąk, Raph jęknął z bólu.
-Ja byłem dla ciebie delikatny, było wziąć to pod uwagę.- odparł niewzruszony
-W tym momencie wzięłam pod uwagę wiele rzeczy, między innymi to, co mam zrobić żeby być pewna, że nie zatopisz kłów w tej dziewczynie.- spojrzałam mu w oczy
-Za dziewczynę i tak się z tobą policzę.- nie poznawałam go, przed chwilą dawał mi lekcje na temat zasad, a teraz sam chcę je łamać, wiem przywódca może na wiele sobie pozwolić, ale ten ruch mógłby pozbawić go władzy.
 Po dłuższej chwili zauważyłam, że się uspokoił, mięśnie się rozluźniły, na twarzy ponownie wymalował się spokój, puściłam go.
-Mogę wiedzieć po co ci to było?- zapytałam z wyrzutem
-Co cię to w ogóle obchodzi?- syknął
-Właśnie to dziwne, ale obchodzi... Nie jestem przykładem anioła, raczej przeciwnie, ale musisz liczyć się z tym, że gdyby ktoś się dowiedział, że żywiłeś się na człowieku, to mógłbyś się pożegnać z pozycją przywódcy, a szkoda by było, bo polubiłam cię jako przywódcę. Poważnie, musisz się kontrolować. Nie mówię, że źle ci to idzie, bo sporo o tobie słyszałam i masz naprawdę dobrą opinię, ale to nie najlepszy czas aby ją zmieniać. - spojrzałam mu w oczy, był lekko zdezorientowany, chyba dopiero uświadamiał sobie, co chciał zrobić.
-Nie chcę dociekać powodu, który doprowadził do tego, że wywołał w tobie skrajnie negatywne emocje i wyłącznie zdrowego rozsądku, chciałeś złamać jedną ze swoich najważniejszych zasad, ale zastanów się, czy to jest tego warte, bo jeżeli to przeze mnie, to musisz wiedzieć, że jestem postacią, która może jeszcze wiele namieszać, napsuć ci krwi, ale też wiele pomóc, ale to zależy od ciebie, po której stronie chcesz mnie mieć.- powiedziałam nie odrywając od niego wzroku.-Chyba na mnie już czas, poradzisz sobie?
Nie wiem, co we mnie wstąpiło przecież normalnie wykorzystałabym taką sytuacje na własną korzyść, przecież to była szansa na upokorzenie go przed swoimi sojusznikami i możliwość przejęcia przeze mnie władzy... Co się ze mną dzieje?


(Raphael?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz