Od Aleca CD Lilianna

Tunelem nie szliśmy długo. Już po chwili widać było wyjście, oświetlone słabym światłem księżyca. Otworzyłem kraciane drzwi, które z wielkim piskiem zazgrzytały, przy ruchu. Byliśmy na cmentarzu. Ciemne, kamienne nagrobki zlewały się z granatowym niebem. Słychać było tylko wiatr, i niepokojący świst. Odchrząknąłem, schodząc po marmurowych schodkach, skręcając w stronę lasu. Za nami widać było światła manhattanu, i zarysy budynków ktlre jednak znikneły za małą górką gdy byliśmy w połowie drogi. Las był trochę niebezpieczny, zważając na wilki, które napewno wyczuły krew.  - Długo jeszcze? - Głos wyrwał mnie z zamyślenia. Zignorowałem go, skręcając w małą dróżkę, pomiędzy drzewami. Po chwili przystanąłem, pukając do drzwi. Dom czarownicy mieścił się w ziemi, przez co z daleka nie było go widać, a zwykli ludzie nie zapuszxzali się w głąb lasu, przez wymyśloną historię o zabójcy grasującym w okolicy.
-Proszę - usłyszałem ze środka mieszkania.
- Przyszedłem po pomoc - położyłem dziewczybę na łóżku usłanym niedzwiedzą skórą. Gospodyni od zawsze uwielbiała start styl. Dom od środka btł obity drzewem, a na ścianach widnialy poroża, i usiszone rośliny.
-A co się stało? - aź zaniemówiła gdy zobaczyła ranną. -Alecu, co ty jej zrobiłeś!?- krzykneła. Skrzywiłem się. - Nic, raczej ją uratowałem, coś ją zaatakowało - tłumaczyłem lecz ta chyba nie usłyszała. Stała przy piecyku i sporządzała jakiś napar. Wzruszyłem ramionami, po czym usiadłem przy stole, wygodnie się rozsiadając. Lubiłem tą czarownice, zawsze była opiekuńcza, i miała smaczne obiady - jak prawdziwa babcia.
-Naprawdę? Będzie mnie leczyć jakimiś ziółkami? - Głos oburzenia wyrwał mnie z zamyśleń. Kącik moich ust drgnął w uśmiechu widząc niezadowoloną minę dziewczyny. - Nie wiem - prychnąłem ukrywając śmiech. Wyglądała bardzo zabawnie gdy jest oburzona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz