Od Renesme - c.d Raphael

Jedynie co ostatnie zobaczyłam to jak zabierają Raphaela. Potem straciłam przytomność. Prze ze mnie go zabrali... zabiją go tak jak moich rodziców... to moja wina... ja...
Nie...
Nie tym razem. Nie pozwolę mu umrzeć. Nie mam zamiaru pozwalać mu umrzeć! Muszę się obudzić! Muszę wstać! Muszę... 
Otworzyłam oczy widząc jak wiele osób stoi nade mną. Niektórzy mieli wzrok zaskoczenia, a niektórzy byli zmartwieni.
- Co wy tak się gapicie...? - spytałam niezrozumiała.
- Twoje rany... - popatrzyłam na swoją ranę. Która była prawie zagojona.
- Jak? - spytałam niezrozumiale.
- Tego nie wiemy - powiedział Thomas siedząc przy moim łóżku. Usiadłam na łóżku, a do moich oczu napływały łzy.
- Czy Raphael...
- Nie wiem - powiedział - nawet nie wiem, czy przeżył.
- Muszę po niego iść...
- Wiesz, że by ci zabronił. Raz go nie posłuchałaś.
- I BY ZGINĄŁ! - krzyknęłam - Zginąłby gdyby tam mnie nie było!
- Dałby sobie radę.
- Nie dałby! - wstałam łapiąc się za ranę. Cała się nie zregenerowała...
- Nie masz prawa...
- Mam Thomas - wyprostowałam się i wzięłam sztylety - idę po niego.
- Sama nie dasz rady.
- Dlatego pójdziecie za mną - popatrzyłam na nich - od drugiej strony. Ja odwrócę ich uwagę, a wy przejdziecie. Zabierzecie im amunicję, broń i pułapki. 
- To zbyt wielkie ryzyko. 
- Masz lepszy plan? - nastała cisza. Popatrzyłam na wszystkich - ludzie! Tam jest Raphael! Nasz dowódca, a to jest jedyne wyjście! - wyszłam. Powoli zaczęli iść za mną. W czasie drogi mówiłam im jak mają iść, którędy wchodzą, a którędy wychodzą.
**************

Zaczęłam iść w stronę strażników. Stanęłam przed nimi w płaszczu i kapturze na głowie. Zaczęli biec w moją stronę, a ja wściekła wszystkich podhaczyłam jednym porządnym wślizgiem. Jednego zabiłam, a drugiego przybiłam do ściany.
- Gdzie trzymacie naszego dowódcę?! - warknęłam patrząc na niego.
- Kim jesteś? - powiedział wystraszonym głosem. Zdjęłam kaptur i popatrzyłam na niego.
- Kimś kogo zobaczysz ostatniego - wbiłam mu sztylet w krtań i poszłam wgłąb siedziby zakładając kaptur. Szukałam Raphael'a. Gdy usłyszałam kroki natychmiast się schowałam w ciemnym zaułku.
- Przyszli po niego! - powiedział jeden łowca - od tyłu nas atakują! - zaczęli iść w stronę innych.
- A co z więźniem? - spytał jeden łowca drugiego.
- Jest w celi poniżej. Nie wyjdzie jest nieprzytomny - poczułam gniew jaki we mnie rósł. Gdy wszyscy odeszli natychmiast pobiegłam w stronę schodów. Zeszłam na dół. Pobiegłam do cel i zobaczyłam go. W tym momencie coś we mnie pękło. Był sponiewierany, bez koszulki i wisiał nad ziemią. Wyważyłam drzwi i podbiegłam do niego.
- Raphael? - spytałam czułym głosem po czym zdjęłam kaptur patrząc na niego - Raphael... - Wyjęłam spinkę z włosów i go odpięłam. Złapałam go i przyłożyłam ucho do klatki piersiowej. Żył.... oddychał. Poczułam ulgę.
- Raphael... jeśli mnie słyszysz... - powiedziałam z łzami - przepraszam... - przytuliłam go delikatnie z łzami w oczach - zabiorę Cię stąd... - zdjęłam płaszcz i założyłam na niego po czym wzięłam go na ręce i wybiegłam z siedziby wroga. W ostatniej chwili, bo rozległ się wybuch, a wszyscy, niektórzy poranieni patrzyli na mnie i na ledwo żyjącego dowódcę.
- Co wy się tak gapicie?! - krzyknęłam z łzami - do lekarza z nim! - Thomas go wziął i pobiegliśmy do hotelu.

*********

Siedziałam przy jego łóżku od paru dni załamana, wystraszona z poczuciem winy. Nie spałam, nie jadłam. Rana się zagoiła do końca. 
- To nie twoja wina... - powiedział Thomas siadając po drugiej stronie łóżka.
- O mało co nie zginął... - mówiłam powstrzymując łzy.
- Uratowałaś go. Mógł tam zginąć.
- Ty też byś na to wpadł.
- Ale nie tak szybko jak ty - popatrzył na mnie.
- Przez wszystkie lata ratowałam, zabijałam i dźwigałam ciężar kogoś - położyłam rękę na klatce piersiowej Raphaela - teraz... nie mogę sobie wybaczyć tego co... - po moich policzkach zaczęły lecieć łzy.
- On to przeżyję... - powiedział.
- Przepraszam... - wyszeptałam głaszcząc policzek nieprzytomnego wampira - tak mi przykro... 
- Renesme... - Thomas usiadł koło mnie - musisz odpocząć.
- Nie... nie mogę...
- On by tego chciał. Zostanę przy nim jak się obudzi dam ci znać - położył rękę na moim ramieniu. Popatrzyłam na niego i wstałam po czym poszłam do swojego pokoju. Zasnęłam. Na krótko, bo się obudziłam następnego dnia. Parę godzin przed nocą. Raphael nadal był nieprzytomny. Usiadłam koło niego.
- Hej... - powiedziałam - zapytałabym się jak się czujesz ale... widzę twój stan - popatrzyłam na zachodzące słońce - nie chciałam, byś ucierpiał... - przerwałam bawiąc się palcami.
- Wiesz... tamtego dnia, gdy Cię obroniłam przed srebrną kulą. Uświadomiłam sobie coś - popatrzyłam na niego - że znalazłam dom. Znalazłam tu przyjaciół. Znalazłam kogoś kto... kto mi pomagał - zamknęłam oczy - Dziękuje... i przepraszam. Powinnam wtedy wstać i ci pomóc... J...ja... - znowu zaczęłam płakać - nie chciałam, by cię to spotkało - włosy zakryły moją twarz. Wnet poczułam czyjąś rękę na swojej. Podniosłam wzrok i popatrzyłam na rękę. Wzrokiem śledziłam ją. Ta ręka była...
- Raphael...? - popatrzyłam na niego. Miał otwarte oczy i patrzył na mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz