Od Raphaela CD Renesme

Byłem wściekły, lecz gdy ujża)em Renesme gniew przerodził się w zmartwienie... I panikę?  Szybko doskoczyłem do dziewczyny, zabijając przy tym łowcę, który chciał ją dobić. Bitwa  trwała. Słychać było krzyki, dźwięk uderzania metalu o metal i łamanie kości.
-Renesne? - potrząsnąłem nią jakby sprawdzając czy może coś powiedzieć. Usta miała splamione krwią podobnie jak bluzkę. Trzymała się za miejsce strzały, spluwając krwią i łapoąc oddech. Odepchbąłem jej rękę , która trzymała ranę i rozdarłem w tym miejscu koszulkę. W tym momencie kolejni łowcy zaatakowali. Szybko wstałem wbujaj#c sztylet w serce jednego, a nogą odepchbąłem drugiego napastnika. Zrobiłem obrót i z całej siły zamachnąłem się, odcinając mieczem głowę łowcy.  Przełknąłem ślinę i znowu uklęknąłem przy Renesne.
-Ej, ej - powiedziałem już ładodniex delikatnie podnąsząc jej brodę do przodu. Tq dyszała, próbując złapać powietrze. Była słaba, nie miała sił lecz spojrzała na mnie. Znarszczyłem brwi, i skupiłem się na jej oczach. - Nie odpływaj. - posłałem jej minimalny , sztucznt uśmiech, po czym szybko zabrałem się do zastopowania krwawienia. Wszystko działo się w zaledwie kilkanaście sekund. W tym momencie poczułem że coś wbija mi się w plecy. Zesztywniałem, próbując się odwrócić.
-Ani się waż! -wykrzycza) groźnie łowca. Był to ten sam, który postrzelił ranną Renesme. Przycisnąk bardziej lufę do pleców.
-Wstawać!! - zakomenderował. Zmarszxzyłem brwi, powoli wycisgając sztylet z rękawa.
-Nawet nie próbuj! Jeden strzał i po tobie, wampirze!- zaśmiał się rozglądając, a później wykrzyczał kilka słow w niezroxumiałym.mi języku. A może to był ren sam język, nie wiem. Za bardzo byłem skupiont na rannej dziewczynie. Zmarszczyłem brwi ignorując krzyk, pochłonięty opatrywanien, nieprzytomnej już dziewczyny.
-Zostaw ją! Jeden strzał i zdechnie i ona!- wyszczerzył zęby. -Wstań - doda) agresywnie. -Albo przestrzel3 i ją!!!- krzyczał. Przygryzłem wargę nie wiedxąc co robić. Z jednej strony nie ważne było to czy umrę, chciałem.po prostu uratować Rebesme, lecz z drugiej klan musi mieć przywódcę...  Zacząłem gorączkowo opatrywać ranę. Nagle usłyszałem strza) i świst przy uchu.
-Kurwaa!- wykrzyczałem odwracając się w stronę oprawcy. Chciałem już zuci' sztyletem.gdy ten dał mi uktimatu.
-Ogłaszasz podanie się i wycofujesz wojsko, dając się nam lub ona zginie - szczerzyl sie przy tym niemilosiernie. Patrzylem na niego oczami pelnymi niebawisci.
- Retiro!; - wykrzyczałem w koncu, wstając, i podając ręce łowcy.
Wampiry przestały walczyć, i cofneły się z linii bitewnej. Kilku podbiegło blirzej, prawie krzykneli gdy zovaczyli zajscie.
-dowódco!!- wymamroral jeden, sciskajac rękojeśc miecza.
-Idioto, spójz na dziewczyne!!!- poprawil go drugi. Szybko zostalem obezwladniony przez kilku lowcow i zwiazany. Poddalem się. Miałem tylko nadzieję że Renesme przeżyje.
-Zaopiekuj się nią, ma ranę postrzałową!- wykrzyczałem do Thomasa, którego uprzednio zszokował widok postrzelonej dziewczyny.  Ten pokiwa) głową i odrazu wzial ja na rece. Kilku wampirow ja otoczylo , przybywając z pomocą.
-Ruszaj się! - poczułem silne popchnięcie. Zacząłem iść w stronę której nie znałem. Poddałem się , nawet nie próbowałem uwolnić.oje myśli rozpaczliwie szukały odpowiedzi - czy ona przeżyje? Wiedziałem że jest w naprawdę dobrych rękach. Na thomasie mogę polegać.

***
Weszliśmy do ciemnej, dużej sali, z której bił okropny chłód, jak w zamrażalce. Popychano mnie i sponiewierano, czasami bito. Czu)em tylko chwilowt ból, ale nie robiłem sobie nic z tego. Byłem zrezygnowany, orzygnebiont myslami.
- kurwa czym ty jesteś?! Workiem treningowym czy wampiren?!- wykrzyczał w ko!cu oprawca, widząc moją reakcję na mocne kopnięcia i uderzenia z pięści. Leżałem na podłodze, minimnie opart o ściabę. Łowca wykrzyczał coś. Pojawiło się dwóch innych łowców. Czułem podniesienie. Zakuto mnie w grube, ciężkie kajdany , i powieszono kilka stóp nad ziemią w wysoliej celi. Słyszałem jeszcze w oddali klnięcia oprawcy, lecz wydawały mi się coraz cichsze. Byłem w świadony, lecz czułem się tak, jakbym niespał kilkanaściw dni. Majaczyłem coś do siebie,ledwo oddychałem. Moje ciało było obolałe,z wielu miejsc leciała krew.  Walczyłem sam ze sobą,by pozostać świadomym. Przez cały czas pogrążony w nadzieji że wszystko będzie dobrze z dziewczyną. Niestety cieńki sznur mojej  wytrwałości pękł, a ja wykończony straciłem kontakt ze światem, mdlejąc. Tersz moje ciało wisiało jak martwe na dwóch łańcuchach, przywiązanych do rąk.

(Ale najpierw chce odpiske od seby ;p)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz