Od Jace'a - Do Lokkiego (CD)

 Wyszedłem z gabinetu medyczki i pokierowałem się na zewnątrz, ponieważ czułem dziwną energię w pobliżu Instytutu. Kiedy wyszedłem przed budynek, coś złapało mnie za ręce i zakryło buzię, na co ja zacząłem się wiercić. Z tego, co wywnioskowałem napastników było kilku. W końcu się wyrwałem i odszedłem parę kroków w tył. Na szyjach porywaczy dostrzegłem runę Kręgu, co od razu rzucało się w oczy.
- Jace! Jak dawno się nie widzieliśmy! - krzyknął jeden z nich. Zmarszczyłem brwi i założyłem ręce na piersi, w wyraźnym zaskoczeniu.
- Dobra, powiecie o co tu chodzi, czy mam użyć przemocy? - zapytałem stanowczym głosem, mierząc ich lekceważącym spojrzeniem.
- O co chodzi? Jak to, nie wiesz? Twoje powołanie wzywa. - odezwał się najwyższy, miał jednak nade mną tylko trochę przewagi.
- Powołanie? Chcecie, żebym zdradził Nocnych Łowców i dołączył do Kręgu? - zacząłem się śmiać, nie mogąc już tego kryć.
- Twój ojciec kazał nam cię zgarnąć do niego. - odparł stanowczym głosem, chcąc do mnie podejść. Wyjąłem sztylet i przyłożyłem mu go do szyi, przyciskając do drzewa.
- Jakim prawem śmiesz tak mówić?! Mój ojciec nie żyje! - wykrzyknąłem głośno dysząc. Dwóch pozostałych odciągnęło mnie od swojego przywódcy.
- Najwyraźniej masz złe informacje, Jonathanie Morgerstern. - zaśmiał się.
- Jestem Jace Wayland, to ty masz fałszywe informacje. Szukasz nie tego, co trzeba. - powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
- Nie protestuj, tylko chodź. - wzruszył na to ramionami i złapał mnie za ramię. Kopnąłem go w brzuch a z dwoma pozostałymi zacząłem walczyć. Zrobiłem unik i podkosiłem mu nogi, następnie wbijając w niego sztylet. Kiedy jedyny sprawny z tej trójki się do mnie zbliżył i przyłożył mi ostrze do szyi na co tylko zaśmiałem się.
- No dalej, zrób to. Wasz szef chyba nie byłby zadowolony, gdybyście mi coś zrobili. - uśmiechnąłem się sarkastycznie. Zrobił skwaszoną minę i puścił mnie, a ja wykorzystałem jego nieuwagę powalając go na ziemię. Przygniotłem go nogą a następnie wbiłem sztylet. Jedyny żywy wstał i był zapewne gotów mnie zabić. Jednak coś od tyłu go przeszyło na wylot. Padł trupem na ziemię, a ja ujrzałem mojego ''wybawcę''.

Lokki?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz