Obudziły mnie pierwsze promienie słońca które przenikały między
drzewami. Tej nocy spałem na twardej gałęzi w samym środku lasu.
Energicznie otworzyłem oczy i zeskoczyłem na ziemię. Usłyszałem kroki,
jednak nie były ludzkie. Po chwili między krzakami zobaczyłem brązową
łanię, która miała być moją zdobyczą. Mimo że byłem człowieczej postury,
lata spędzone w dziczy nadały mi kilka zwierzęcych odruchów jak na
przykład drapanie się za uchem tylną nogą, czy jedzenie bez pomocy rąk.
Podbiegłem do sarny na czworaka i przyczaiłem się za drzewem. Chwyciłem
nóż który był przytwierdzony do mojego paska, po czym skoczyłem na
zwierzę. Te nie zdążyło nawet odskoczyć ponieważ wylądowałem na jego
grzbiecie i przeprułem szyje na wylot śmiercionośnym ostrzem. Łania
upadła nie żywa na ziemię. Oblizałem nóż z jej krwi i kiedy już miałem
jeść, usłyszałem ludzki głos. Wspiąłem się na drzewo i czekałem aż ktoś
tu przyjdzie. Nie myliłem się, po jakimś czasie do zabitej sarny
podszedł jakiś człowiek, lub przedstawiciel rasy bardzo podobnej do
ludzi. Kucną nad zwierzęciem. Nagle gałąź na której siedziałem pękła, a
ja spadłem pod nogi nieznajomej istoty.
ktoś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz